[rozmowa o filmie] W pogoni za "Marzeniem". Wywiad z Arturem Dziurmanem


Artur Dziurman – aktor telewizyjny i teatralny, reżyser i scenarzysta. Dubbinguje, gra w serialach oraz w filmach. Uznawany jest przez wielu za etatowy "czarny charakter" polskiego kina. Nie wszyscy jednak wiedzą, że – w ramach Stowarzyszenia "Scena Moliera" oraz Integracyjnego Teatru Aktora Niewidomego (ITAN) – już od 15 lat zajmuje się również pracą z niewidomymi aktorami. Tworzy z nimi przedstawienia, które grają w różnych zakątkach Polski. Ostatnio zrobili również razem film pt. "Marzenie" opowiadający o ich zmaganiach z rzeczywistością w walce o własną siedzibę i sens istnienia. Zapraszam na niezwykłą opowieść o ludzkich losach i rzeczach z pozoru błahych, ale jednak trudnych do ogarnięcia. A to wszystko już na portalu Kulturalne Rozmowy.  
 
Artur Dziurman wywiad

Skąd pomysł na uruchomienie ITAN-u? Kiedy się to zaczęło?

Artur Dziurman: Zaczęło się to bardzo dawno temu – w roku 2000, kiedy budowałem centrum kulinarno-artystyczne w środku miasta na Szewskiej 4 50 metrów od Rynku. Za duże kredyty i dzięki sponsorom udało się od władz wydzierżawić gotycko-renesansową piwnicę. Panował w niej ogromny bałagan. Na 300 m2 nie było w ogóle wolnego pomieszczenia, wolnej przestrzeni. My z kolegą próbowaliśmy to wszystko zaadaptować. Remont trwał ponad 2,5 roku. Był to nie tyle remont, ile cała budowa, ponieważ to bardzo stary zabytkowy budynek wpisany w Rejestr Zabytków, więc istniało zagrożenie upadku kamienicy. Od tego czasu zaczęła się era powstania teatru integracyjnego.

Mój kolega, Wojciech Tatarczuk, który poruszał się na wózku inwalidzkim – prawy człowiek, wymyślił sobie w 1998 roku, że zrobi ze mną pierwszą w Polsce profesjonalną scenę teatralną dla osób niepełnosprawnych z różnymi dysfunkcjami. Wszystko po to, aby próbować tych ludzi aktywizować i współpracować z nimi na płaszczyźnie artystycznej, a szczególnie – w naszym wypadku – teatralnej. Dokończyliśmy sprawę remontu, ale w trakcie tego wszystkiego, Wojtek zmarł i zostałem z tym wszystkim sam. Próbując spłacać wszystkie kredyty i należności, których było wtedy mnóstwo, miałem w głowie ideę, żeby ten zamysł jednak – w hołdzie jemu – uruchomić. Na tej scenie odbywały się różnego rodzaju działania związane z teatrem impresaryjnym. Występowały gwiazdy mniejsze czy większe. Organizowaliśmy wernisaże, teatr jednego aktora, dwu-, trzyosobowe sztuki. Wszyscy przyjeżdżali z całej Polski, aby tę scenę jakoś wypromować w hołdzie Wojtkowi. W 2002, 2003 roku otworzyła się "furtka" związana z Unią Europejską, czyli ze wszystkimi grantami.

Mieliśmy w tym czasie powołane Stowarzyszenie "Sceny Moliera" z różnymi formami. Wojtek jeszcze wtedy – przed śmiercią – pomagał stworzyć statut, żeby był bardzo prospołeczny i integracyjny, nie umniejszając jednocześnie wszystkim formom artystycznych, które w to wchodzą. Stowarzyszenie "Scena Moliera" dopiero wtedy zaczęła funkcjonować z unijnych środków. Pisaliśmy powoli granty. Pierwszym z nich, który napisaliśmy w ramach Stowarzyszenia, był to grant, w którym wymogiem było zaangażowanie osób niewidomych, z których należało przez rok zrobić aktorów, czyli zrobić z nimi krótką szkołę przygotowawczą, po czym wystawić sztukę i zatrudnić te osoby przez 6 miesięcy od zakończenia projektu, czyli po prostu aktywizować aktorsko. Należało więc, najzwyczajniej mówiąc, grać jak najwięcej przedstawień.

Artur Dziurman wywiad

Pierwsza sztuka, którą zagraliście.

Pierwsza sztuka, jaką wystawiliśmy, był spektakl pt. "Dzikie łabędzie". Wyreżyserowałem to przedstawienie. Brało w nim udział 18 aktorów niewidomych. Cały projekt obejmował 30 osób, które bardzo czynnie uczestniczyły w naszych warsztatach, w szkoleniu, w przyuczaniu się do zawodu. Zresztą, zajęcia prowadzili moi koledzy z Akademii Teatralnej z Krakowa i aktorzy z Warszawy. Tak naprawdę, stworzyliśmy fajną integracyjną szkołę.

Z tą sztuką było ogromny problem, bo trzeba było przejść przez te struktury administracyjne, przez rozliczenie tego projektu, bo wszystko musiało się zgadzać co do grosika, a to jest dla artystów ogromne wyzwanie. Oczywiście, mieliśmy swoją księgową i koordynatora projektu, ale za wszystko odpowiadałem ja. Uczestniczyłem w tym bardzo emocjonalnie i artystycznie. Reżyserowałem, pisałem sztukę i uczyłem tych ludzi poruszania się na scenie.

W tej sztuce pojawiła się muzyka Jean Michela Jarre’a. 

Bardzo pięknie zachował się Jean Michel Jarre, ponieważ wymyśliłem sobie jego muzykę jako oprawę całego spektaklu. Później się okazało, że należało napisać do producenta płyty, od którego dostaliśmy odpowiedź, że trzeba zapytać o zgodę managera Jarre’a, więc napisaliśmy i otrzymaliśmy zgodę całkiem za darmo. Mogliśmy teraz swobodnie grać na terenie całej Polski. Wystawiliśmy "Dzikie łabędzie" ponad 60 razy przez 2 lata. To był nasz pierwszy większy sukces, a jednocześnie wielki sukces tych aktorów. Oni absolutnie zostali w tym i chcieli w dalszym ciągu grać.

A co było potem?

Kolejnym etapem było zarejestrowanie Integracyjnego Teatru Aktora Niewidomego. W latach 2005-2007 pisaliśmy, oczywiście, wnioski, ale były one raz odrzucane ze względów merytorycznych, innym razem udało nam się jakiś mniejszy projekt realizować. Wcześniejsza, 18-osobowa grupa zmniejszyła się do 12 aktorów, którzy grali cały czas. Jednocześnie bez przerwy ktoś nowy do nas dochodził.

Bardzo fajnie to się zaczęło wszystko kręcić, więc po 2-3 latach postanowiliśmy napisać podobny projekt. Wystawiliśmy sztukę pt. "Brata naszego Boga" Karola Wojtyły  w hołdzie Papieżowi Janowi Pawłowi II. Zrobiłem adaptację i zaangażowaliśmy trójkę aktorów zawodowych: Magdę Sokołowską, Iwonę Chamielec oraz Maćka Jackowskiego, żeby podnieśli rangę przedstawienie oraz 18 aktorów niewidomych. Teraz na stałe pracuje z nami 12 aktorów niewidomych i oni stanowią trzon do dzisiaj. W tej chwili datujemy 15-lecie obecności z nimi. "Brata naszego Boga" gramy do dzisiaj. Daliśmy już 150 przedstawień w całej Polsce. Byliśmy na festiwalu w Wiedniu i w Zagrzebiu.

Artur Dziurman wywiad

Jak wyglądają te przedstawienia?

Każde przestawienie, w mojej koncepcji, jest dość skomplikowane, ponieważ wszystko opiera się na przenikaniu filmu z teatrem, przenikaniu multimediów z teatrem. Jest scena filmowa nagrana z aktorami, która za chwileczkę się kończy, potem – za pomocą efektu przyciemnienia – wchodzimy w światła sceniczne. Gramy krótką scenę teatralną, po czym, znów przechodzimy z akcją na ekran. W tych przestawieniach daję bardzo dużo własnej inwencji twórczej. Muszę puścić wodze wyobraźni i wymyślić trzyminutowe sceny filmowe. Wszystko okraszone jest różnorodną muzyką. Zawsze piszemy czy do Jana A. P. Kaczmarka, czy Kitar lub zgłaszamy do ZAiKS-u różnego rodzaju formy muzyczne, które aktorzy wyśpiewują. Wtedy trzeba mieć zezwolenie, zgodę na prawa autorskie na tekst oraz na muzykę. 

Gdzie ITAN ma obecnie swoją siedzibę?

Zaczęły się gruntowne przygotowania, żeby zdobyć swój lokal na teatr, które trwają do dzisiaj, gdyż władze są niewzruszone. Musieliśmy opuścić poprzednią siedzibę i od pięciu lat jesteśmy w Kościele św. Stanisława Kostki w Dębnikach w Krakowie. Scena teatralna jest w podziemiach Kościoła. Dzierżawimy ją sobie na kilka dni w tygodniu. Panują w niej dość spartańskie warunki. Wszystko musimy sami układać od początku do końca.

Jakie przedstawienia teatr ma obecnie w swoim repertuarze?

Mamy obecnie 9 sztuk: "Koziołek Matołek", "Brat naszego Boga", "Promieniowanie ojcostwa", "Hiob", "Kot w butach", "Cyganeria", "Czarna dama. Legenda", które albo napisałem i zaadaptowałem, albo wymyśliłem sam. 

Wszystkie przedstawienia są formą multimedialną, żeby były atrakcyjne dla widza. W każdym gra od 16 do 28 osób. Trzonem są, oczywiście, aktorzy niewidomi, którzy cały czas ciągną tego bohatera zbiorowego. Poszczególne role grają indywidualnie. Do każdego spektaklu – od 7-8 lat – angażujemy aktorów z krakowskich teatrów, którzy podnoszą rangę artystyczną wydarzenia.

Artur Dziurman wywiad

Jak wygląda przygotowanie techniczne?

Ja jadę z przyczepą oraz trzema chłopakami i 4-5 godzin wcześniej montujemy światło, ekran, rzutnik i dźwięk. To wszystko układamy. Tworzymy scenografię. Po czym cztery godziny przed przedstawieniem, przyjeżdżają aktorzy niewidomi i zawodowi 21-osobowym autobusikiem. Robimy z nimi próbę, żeby mogli topograficznie znaleźć się na tej scenie. Spektakl gramy o 18 czy 19 godzinie. Po nim trzeba wszystko zdemontować, a potem załadować na przyczepę, co zajmuje 3 godziny. Wracamy do Krakowa. Wszystko działa na zasadzie jeżdżącej molierowskiej trupy.

Czego potrzebuje teatr?

Potrzebujemy teatru i kilku etatów, abyśmy mogli zaangażować ludzi, którzy to wszystko rozpropagują, zajmą się promocją, sprzedażą biletów i naszą obecnością na festiwalach. Musimy zatrudnić ludzi zdrowych, żeby w tym wszystkim nam pomagali. Współpracujemy z: gimnazjalistami, licealistami – to kilkusetosobowa grupa, która współpracuje z nami przy różnych przedstawieniach; ok. 40 seniorów w ramach polityki senioralnej (byli oni też statystami w naszym filmie pt. "Marzenie").

Wszystko po to, żeby to, co robimy, nabrało wymiaru profesjonalnego teatru. Danuta Damek, która też ma dysfunkcje wzroku, jednocześnie jest aktorką w naszym teatrze i koordynatorką projektów, które sama pisze. Dzięki niej, wraz z moją skromną pomocą, te pomysły ciągle realizujemy. Mamy dwie organizacje pozarządowe ("Scena Moliera", ITAN), dlatego możemy złożyć więcej wniosków. Żal wielki, że nie mamy swojego teatru – tych 300-400 m2 swojej sceny na 100 osób. Mamy swój sprzęt, swoje reflektory, kable, ekran. To wszystko jest pozyskane ze środków unijnych. Część mamy jeszcze z dawnego Stowarzyszenia "Scena Moliera", które wcześniej zakupiło to wszystko dzięki sponsorom i darczyńcom. Projekty, które obecnie piszemy, kładą głównie nacisk na sprzęt techniczny: reflektory, rzutnik czy komputer. 

Artur Dziurman wywiad

Co na te działania mówią władze?

Jesteśmy pierwszym działającym od 15 lat tego rodzaju teatrem. Nikt nie powiela takiej prospołecznej, integracyjnej i nie daje takiej dobrej energii w teatrze, jaką my zapoczątkowaliśmy. Wszyscy, zarówno minister jeden, minister drugi, wojewoda czy marszałek, jak i prezydent są bardzo "za". Klepią nas po ramieniu, mówiąc "świetna idea, piszcie sobie granty" itp., ale cóż z tego, jak nie mamy gdzie grać. Myśmy pięć lat chodzili do PO-wców, marszałków, ministra kultury, nie mówiąc już o władzach samorządowych. Zmieniła się opcja, to ja znowu monitowałem i cisza. Te spotkania odbyliśmy w połowie lutego, na początku marca i do tej pory – cisza.

W jaki sposób zgłaszają się do teatru kandydaci na aktorów?

Jak mamy projekt, to wrzucamy informacje do Internetu, na naszą stronę – www.itan.pl, która jest bardzo często odwiedzana. Drukujemy plakaty, ulotki, afisze, banery. Staramy się jakieś radio lokalne zainteresować, żeby były audycje z naszymi aktorami. Po tygodniu takiej kampanii jest odzew. Ludzie zaczynają dzwonić, przychodzić. Organizujemy spotkania z nimi na zasadzie castingów. Staramy się wybrać najlepszych pod względem aktorskim, ale jeśli chcą wziąć udział wszyscy, to zaangażujemy całą grupę. Później, do spektaklu wybiera się tych, którzy są najbardziej zdolni. 

Proszę opowiedzieć trochę o procesie przygotowania niewidomych kandydatów do przyszłego aktorstwa?

Najpierw było roczne przygotowanie aktorskie. Później zrobiliśmy dwuletnią szkołę finansowaną ze środków z PFRON-u. Sami napisaliśmy na nią projekt, który wygraliśmy. W szkole było 40 godzin zajęć tygodniowo. Po tych przygotowaniach mogę stwierdzić, że ci ludzie  są absolutnie profesjonalnymi aktorami. Oczywiście, jak przygotowujemy kolejny spektakl – tak samo jak w innych teatrach – robimy wszystko od początku, aby dojść do odpowiedniego celu. Tak samo jest z naszymi aktorami niewidomymi, ale oni mają już odpowiedni warsztat. Wiedzą, jak chodzić po tej scenie, jak wyprowadzić gest, wypowiedzieć słowo. Oni wiedzą, co znaczy emocja, co znaczy szybciej, tempo, rytm. Świetnie się z nimi już teraz pracuje. Nie ma absolutnie taryfy ulgowej w sensie, że czegoś nie widzą czy mają problem z wyrażeniem jakiejś emocji. Oni mogą teraz po prostu grać. Chcą cały czas pracować. W wykształceniu tych ludzi pomagali profesjonalni aktorzy z Akademii Teatralnej z Krakowa, którzy bardzo chętnie udzielali wykładów, chętnie uczyli. Później, na zakończenie szkoły, był dyplom muzyczny. Ja robiłem z nimi dyplom dramatyczny ze "Ślepców" Maeterlincka.

Artur Dziurman wywiad

Aktorom trzeba też pomóc opanować role. Jak to wygląda w praktyce?

Na początku czytam im całość. Oni widzą to oczami wyobraźni. Robię tak od 10 lat. Zawsze czytam im wszystko łącznie z didaskaliami, ponieważ – jak adaptuję sztukę czy piszę scenariusz – piszę sobie wszystkie didaskalia, czyli jak dana scena powinna wyglądać: jak jest scena usytuowana, po której stronie wychodzą, po której wychodzą, gdzie jest ekran, światełko czy muzyka. Taka próba trwa około 4-5 godzin. Kiedy, standardowo, czytanie jednego egzemplarza trwa ok. 1,5 godziny, ja czytam to 2-3 razy. Oprócz tego, że czytam 2-3 zdania, to wszystko staram się opowiedzieć, żeby aktorzy potrafili to sobie wyobrazić. Jeżeli chcą, to jeszcze raz się spotykamy. Czytam im to wszystko wtedy jeszcze raz. Później Danka drukuje tekst ogromną czcionką dla tych słabowidzących. Dla tych, którzy nie widzą, nagrywam z akustykiem całą sztukę. Niewielu pracuje na Braille’u. Są tylko chyba dwie takie osoby, ale one też chcą tylko mieć płyty.

Jest taki Krzysiu, który każdy tekst wszystkich postaci od początku do końca zna. On jest naszym suflerem. Podpowiada wszystkim aktorom, bo cały czas jest na scenie. 

Jak oni sami – niewidomi aktorzy – podchodzą do aktorstwa? Jak je odbierają?

Aktorzy podchodzą do tego niezwykle emocjonalnie, żywiołowo. Pracować z nimi to wielka frajda, wielka przyjemność. Widzę ogromny postęp tej pracy. Po tych 10-15 latach wytężonej pracy widzę z ich strony absolutną aprobatę do stworzenia czegoś innowacyjnego. My nie jesteśmy powieleniem kolejnych teatrów instytucjonalnego w Polsce. My jesteśmy innym teatrem – prointegracyjnym, prospołecznym.

Artur Dziurman wywiad

Gdzie gracie swoje przedstawienia?

Na nasze przedstawienia przychodzi nawet po 400-500 osób. Gramy wszędzie: plener, ponieważ mamy mikroporty, gramy na dużych estradach, w teatrach, w Kościołach, w domach kultury, miejskich czy gminnych centrach osiedlowych. Gramy wszędzie, gdzie się to nadarza. Okazało się, że ludzie kupują te wielkie widowiska, tę formę koncepcji teatru. Kupują tych niewidomych, ich prawdę, emocje i chęć bycia na scenie, chęć dania małego przeżycia czy refleksji wśród publiczności, która przychodzi na przedstawienie. Po tej 1-15 h widownia wstaje i bije brawo. Założyłem sobie, że jedno widowisko ma być zagrane w całości, żeby nie dzielić go przerwą, dlatego ten deadline. To jest przewidziane dla osób, które nie są skażone teatrem na co dzień, ponieważ ich percepcja jest ograniczona.

Jak sami niewidomi aktorzy odbierają tę integrację artystyczną i integrację z zawodowymi aktorami? 

Nie ma żadnych nieścisłości czy zgrzytów pomiędzy nimi. Powiem szczerze, że nie ma nawet różnicy w graniu. A jeżeli nie ma różnicy w graniu, to każdy jedzie na tym samym wózku i każdy dąży do celu, czyli żeby było jak najlepiej. Wręcz aktorzy zawodowi – a jest ich czasem na scenie 2-4 – pomagają aktorom niewidomym. Wspierają się w każdej sytuacji: w busie, przy śniadaniu, na scenie. Jest to fajna grupa nawzajem siebie uzupełniająca. Niektórzy z tych aktorów troszeczkę widzą, więc pomagają tym, którzy całkiem nie widzą. Jest pełna asymilacja między nimi, pewne dążenie do jednego, wspólnego celu, żeby otworzyć ten teatr wreszcie i żeby władze nasze kochane – czy to na poziomie ministerialnym, czy na poziomie samorządowym – spróbowały wdrożyć ten teatr w życie i dały nam kilka etatów oraz miejsce do grania.

Czy ci niewidomi aktorzy mają nie tylko korzyści związane z aktywizacją artystyczną, ale też jakieś finansowe?

Negocjuję bardzo twarde warunki kontraktu na każde wyjazdowe przedstawienie. Mamy profesjonalną obsługę. Płacimy za paliwo. Bus przecież nie wiezie nas za darmo. Musimy za transport zapłacić – w zależności od kilometra – 2,40 zł i nie „ma zmiłuj się”. Czasami wychodzi to 3 000 zł. Ja też wiozę przyczepę ze sprzętem, więc to wszystko są koszty. Czasami, jak zostajemy na miejscu, musimy jakiś tani hostel załatwić (50-60 zł), żeby aktorzy się przespali. Musimy im zapewnić wyżywienie. Do tego jakieś honorarium za przedstawienie. Wszystko kosztuje. Nie jeździmy aż tak strasznie często. Mamy np. 5 przedstawień w miesiącu. Nie udaje nam się zagrać 15 przedstawień, ponieważ niektórych ośrodków nie stać na nas. Oni by bardzo chcieli, ale ich nie stać na to, żeby zapłacić nam pieniądze. Dlaczego oni – aktorzy – mają zagrać za darmo? Czy oni nie jedzą? Nie korzystają z Internetu, z telefonu, z komunikacji? Czy nie płacą rachunków: gazu, prądu, czynszu? Czy oni nie muszą normalnie funkcjonować i żyć? Za darmo to niech dają władze. Zgłoście projekt i nas zaproście. Niech nam dadzą pieniądze z tego projektu. To nie będą musieli płacić ze swoich pieniędzy, bo np. mają ograniczony budżet. Wszyscy narzekają, że nie mają pieniędzy. Pieniądze państwowe pochodzą od podatników, więc powinny być spożytkowane na tego rodzaju działalność artystyczną, prospołeczną i integracyjną, a nie na pensje.

Artur Dziurman wywiad

A inne koszty?

Ja w tej fundacji nie zarabiam, nie mam pensji. Nie jestem na etacie. Jako kierownik artystyczny doprowadzam projekt do końca i tyle. Księgowa dostaje niewielką kwotę za rozliczenie projektu, za przyjmowanie faktur, księgowanie miesięczne itp. Wielokrotnie urzędnicy cofali nam projekt z powodu drobnych błędów formalnych. To była dla nas zgroza, ponieważ wkład pracy był niewspółmierny do budżetu, jaką powinniśmy za to dostać. Swoją pracą pokazujemy, że robimy coś, co kształtuje ludzi. Nadaje ona tym ludziom sens życia. Wchodzimy promocyjnie w tę strukturę naszej skostniałej rzeczywistości administracyjno-politycznej i pokazujemy im, że nie musimy mieć 20 tys. pensji, tylko próbujemy to robić za darmo. Robimy wstyd wszystkim, bo po prostu ciężko pracujemy i to jest efekt. Jednocześnie, asymilujemy i aktywizujemy ludzi, którzy siedzieliby w domu, przed komputerem i słuchaliby muzyki, przełączając stacje pilotem.

Jak tę aktywizację artystyczną odbierają sami aktorzy? 

Ci aktorzy mówią mi tak: „Panie Arturze! Dzięki Panu widzimy kolory; dzięki Panu nie siedzimy w domu i nie słuchamy radia przez 10 godzin; dzięki Panu nauczyliśmy się chodzić po ulicach, podróżujemy, zwiedzamy miejsca, oddychamy tym światem i dzięki Panu widzimy ten świat.” Urzędnicy tylko klepią po ramieniu. Chwalą, zachęcają do dalszej pracy i spieszą się do sejmu. W związku z tym, w dalszym ciągu będziemy pokazywać, że robimy to, co chcemy, bo ci niewidomi są do tego odpowiednimi ludźmi.

Czy jest możliwe skomercjalizowanie ITAN-u? Pokazanie przedstawień w TV?

W Wielki Wtorek robiliśmy pokaz dla telewizji TVP Kultura. Specjalnie z Warszawy przyjechali zobaczyć "Brata naszego Boga". Mieliśmy zakontraktowane przedstawienie i miał przyjechać też ksiądz. Weszło na to przedstawienie 100 ludzi. Wszyscy wstali z miejsc po jego zakończeniu. Bili brawo na stojąco. Wszyscy tylko nie ta piątka osób z TVP Kultura. Jak oni zobaczyli, że cała widownia stoi – byli zaskoczeni. Nie wiedzieli, co się dzieje. Mogliby pokazać ten spektakl w telewizji, ale powiedzieli, że musiałbym załatwić pieniądze u ministra – ja powiedziałem, że to zrobię.

Artur Dziurman wywiad

O tej całej sytuacji i problemach związanych z brakiem siedziby dla ITAN-u postanowił Pan zrobić film pt. "Marzenie". Kiedy i gdzie odbędzie się premiera?

Wychodzimy coraz szerzej promocyjnie, ponieważ coraz bardziej nas widać. Dlatego powstaje też film, który jest protestem na tę całą sytuację. 21 kwietnia odbędzie kolaudacja. Nie robimy premiery w samym Krakowie, bo nie mamy funduszy. Z racji tego, że partnerem naszym przy tym projekcie jest Miejski Ośrodek Kultury w Myślenicach (25 km od Krakowa) – piękne miejsce – to tam właśnie odbędzie się premiera. Zrobimy dwa dni: prasową premierę w Warszawie (29 kwietnia) – instytut Sztuk Audiowizualnych i Kino "Świt" oraz w Myślenicach k. Krakowa (30 kwietnia) – Myślenicki Ośrodek Kultury i Sportu. W Myślenicach – najpierw – o godzenie 17.00 rusza konferencja – panel dyskusyjny dotyczący dyskryminacji, a o godzinie 18.00 rozpocznie się projekcja 92-minutowego filmu fabularnego dotyczącego tej całej sytuacji, która nas dotyka.

Od jak dawna planował Pan ten film?

Zaczęło się to dwa lata temu, kiedy złożyliśmy po raz pierwszy projekt do Fundacji Batorego. Już wtedy nosiłem się z zamiarem opowiedzenia tej naszej historii 15-lecia bytności z nimi – aktorami niewidomymi i o tej ich bolączce braku siedziby. Od tego czasu, tak sobie coś pisałem, szkicowałem, ale wiedziałem, że nie ma co robić filmu bez pieniędzy. Parę miesięcy później okazało się, że Fundacja "Batorego" jest zainteresowana i chce dać pieniądze na rozpoczęcie filmu – 400 tys. zł. Jak już je dali, to zdecydowałem, że robimy pełnometrażową fabułę. Zacząłem rozmawiać z Narodowym Instytutem Sztuk Audiowizualnych, z Telewizją Polską, sponsorami i zebrałem fundusze. Rok osobiście przygotowywałem samą produkcję.

Artur Dziurman wywiad

Wspomniał Pan o sponsorach, darczyńcach. Kto właściwie finansuje film?

Narodowy Instytut Sztuk Audiowizualnych, Ministerstwo Kultury i Sztuki, Telewizja Polska – oddział krakowski, firma Norenco – prywatny partner, MPWiK Kraków, Port Lotniczy "Balice". To są darczyńcy, którzy dali pieniądze. Mnóstwo jest jeszcze, oczywiście, różnych instytucji jak hotele Konrad czy Dosłońce, które – na zasadzie barteru, za logo – wynajęły nam pokoje, więc sporo zaoszczędziliśmy. Kolejny sponsor to Bełtowski Samochody. Urząd Marszałkowski i Kuria dali za darmo cały obiekt. Jest jeszcze wiele innych instytucji, które również współpracują na zasadzie barteru. Mogliśmy więc skorzystać z obiektów, nie płacąc. Jeden dzień na planie filmowym w jednym pomieszczeniu kosztuje od 5 do 10 tys., a my zrobiliśmy film za niecałe 700 tys. zł. 

Jak długo kręciliście film?

Zaczęliśmy zdjęcia 12 grudnia 2015 roku. Robiliśmy je do 23 grudnia, a potem kręciliśmy od 3 do 10 stycznia br. Ogólnie, mieliśmy 17 dni zdjęciowych. 

To bardzo krótko. W filmie zagrają też gwiazdy znane widzom powszechnie z telewizji, teatru. Jacy aktorzy zawodowi zagrają w filmie u boku aktorów z ITAN-u?

Anna Korcz, Alicja Kwiatkowska, Maria Bujas, Magda Sokołowska, Jarosław Boberek, Maciej Damięcki, Dorota Pomykała, Krzysztof Globisz, Andrzej Beja-Zaborski, Leszek Piskorz, Jakub Należyty. Mamy super aktorów, którzy swoją obecnością podnoszą rangę filmu.    

Kto skomponował muzykę do filmu?

Robert Bylica – młody kompozytor filmowo-telewizyjny, który był z nami na planie jako asystent dźwiękowca. Chcieliśmy też, aby Ed Sheeran zaśpiewał nam jako główną piosenkę filmu utwór pt. "Photograph", ale czekamy na prawa. Nie wiemy, czy uda nam się je uzyskać. Całą ścieżkę dźwiękową tworzy właśnie Bylica.  

Artur Dziurman wywiad

Proszę powiedzieć, o czym dokładniej jest ten film, czy tylko o chęci zdobycia siedziby, czy też poruszył Pan w nim inne wątki?

Film stanowi résumé tego wszystkiego. Opowiada o facecie, którego celem jest stworzenie teatru dla niewidomych aktorów. Pracuje z nimi cały czas. Stworzył tę instytucję na bazie stowarzyszenia jako organizacji pozarządowej. Chce usankcjonowania teatru prawnie i, oczywiście, też finansowo.

Obraz opowiada o naszych zmaganiach twórczych, które przewijały się przez ostanie kilka, kilkanaście lat. Opowiada o marzeniu tych ludzi o posiadaniu teatru; o tym, żeby jak najwięcej grać i jak bardziej się spełniać; o normalnym życiu; o tym, że to marzenie wreszcie zaczyna się spełniać, bo oni zaczynają już sami się poruszać w tym życiu. Wybrałem też siedmiu aktorów i opowiadamy fragmentarycznie o kilku zdarzeniach z ich życia, o ich relacjach z bliskimi i z urzędnikami. Wszystko jest okraszone snami tego głównego bohatera, który marzy o tym, żeby zrobić ze swoimi aktorami sztukę "Brata naszego Boga" Karola Wojtyły, będącego patronem tychże niewidomych aktorów.

Jaką ideę chce Pan przekazać tym filmem?

Mam nadzieję, że być może tym filmem damy naprawdę powód do myślenia, do zastanowienia się, nad tym, że pierwszy tego rodzaju absolutnie profesjonalny teatr w kraju ma prawo istnieć. Teatr, który pomaga jednocześnie nie tylko widowni, ale też aktorom, którzy są w nim zatrudnieni. Myślę, że film być może troszeczkę otworzy umysł i pozwoli praktycznie spojrzeć na aspekt naszego problemu. Oprócz tego, że nikt nie kwestionuje tego, iż robimy fajne rzeczy, ale też nikt praktycznie nie chce do tego problemu podejść i pomóc w sensie materialnym. To przecież leży także w gestii unijnej polityki prospołecznej. Obecnie czekam, aż wyświetlimy film. Czekamy na premierę, a potem recenzje i oby się udało. Mam nadzieję, że będzie on oglądalny i że odbije się jakimś echem, że da do zrozumienia ludziom decydującym za politykę prospołeczną i odpowiedzialnym za pomoc ludziom niepełnosprawnym.

Film jest podsumowaniem naszej 15-letniej działalności i cichą nadzieją, że może należałoby mieć już te swoje miejsce i wreszcie ziścić marzenie o własnej siedzibie. Żeby to się po prostu stało faktem. 

Artur Dziurman wywiad

Film został zrealizowany w ramach projektu „Piąty Element”. Co to jest za projekt?

Tak był zatytułowany projekt wysłany do Fundacji "Batorego". Wyszedłem z tego nazewnictwa, jak go pisaliśmy, ponieważ my – ludzie – mamy cztery zmysły. Ten "piąty element" to, inaczej mówiąc, "piąty zmysł". Później, już w trakcie pisania scenariusza, nie bardzo mi się to kojarzyło, a chciałem, żeby ten tytuł brzmiał trochę bardziej PR-owo, marketingowo, a poza tym "piąty element" nie kojarzy się wprost, stąd wymyśliłem tytuł filmu właśnie "Marzenie", który jest też podtytułem projektu.

W jakich miastach kręciliście?

Głównie Kraków – tam wykonaliśmy 70% zdjęć. Obiekty to: Kuria, Urząd Marszałkowski, ulice Krakowa, Kopiec Kościuszki, obskurna piwnica pod Kościołem św. Stanisława Kostki – nasza siedziba, dom w Łuczycach, Miejski Ośrodek Kultury w Myślenicach – nasz partner w projekcie, rynek w Wadowicach, Dosłońce k. Miechowa. Dwa dni zdjęciowe byliśmy również w Warszawie.

Artur Dziurman wywiad

A jak sami aktorzy odebrali pomysł realizacji obrazu?

Operator o ich grze powiedział tak: "oni nie grają, oni są". Grając role drugoplanowe, istnieją cały czas, mimo że nie są na pierwszym planie. Niczego nie udają i są w tym bardzo wiarygodni. To jest, moim zdaniem, świetna recenzja ich uczestnictwa w tym filmie. Bardzo chcieli wziąć w tym udział i kompletnie im nie przeszkadzało, że zaczynamy dzień zdjęciowy o 7.00 rano, a kończymy o 22.00. 

Czy film będzie można obejrzeć w całej Polsce?

Ja myślę, że poczekajmy do oceny, do recenzji i do kolaudacji. Kolaudację mamy – jak już wspomniałem wcześniej – 21 kwietnia. Wtedy już będzie wiadomo, czy oni – jako Instytut Sztuk Audiowizualnych – będą w stanie zająć się tym filmem w sensie promocyjnym, czyli puszczać go na festiwale, do kin i do jakich kin – czy to będą multipleksy, czy to będzie kino studyjne, czy autorskie albo tylko telewizja.

Wy, czyli aktorzy teatru ITAN ten film odbieracie niezwykle emocjonalnie, osobiście, a jak powinien odebrać go potencjalny widz?

Jako historię o samym sobie albo historię o każdym normalnym człowieku chodzącym po ziemi, który nie jest zbrukany i uzależniony układami politycznymi, klanowymi znajomościami, tylko zwyczajnie, normalnie walczy. To jest film o walczącym człowieku. O wolnej jednostce, która walczy i przedziera się przez ten świat. Myślę, że każdy znajdzie w nim coś dla siebie. Absolutnie każdemu ten film da coś do myślenia. 

Artur Dziurman wywiad

Na koniec chciałam zapytać o ostatnią rzecz, ponieważ robi Pan tak wiele rzeczy: dubbinguje, gra w filmie i teatrze, zajmuje się ITAN-em. Które z nich sprawiają panu największą przyjemność?

Powiem szczerze, że wszystko, ale w tej chwili chyba najbardziej chciałbym realizować projekty, które sobie wymyśliłem. Realizować je, rozwijając szerzej pracę z aktorami niewidomymi, ale rozwijać, mając już siedzibę, robiąc – być może drugi film fabularny (mam już na niego pomysł). Chciałbym zrobić przestawienie na podstawie książki pt. "Symfonia Pastoralna" André Gilda. Opowieść o niewidomej dziewczynie. Mam parę pomysłów, aby ten teatr szerzej pokazać, ale wymaga to wielu lat. Tak samo jak praca nad "Marzeniem", trwała dwa lata. 

Życzę powodzenia w realizacji marzenia i spełnienia wszystkich planów. Serdecznie dziękuję za niezwykłe spotkanie. 

Rozmawiała


Zdjęcia: Marcin Gazda
               Wydawnictwo "Nasze Sprawy" (www.naszesprawy.eu)

Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat do rozmowy albo żebym przeczytała i zrecenzowała Twoją książkę? Skontaktuj się ze mną, pisząc maila na adres: sylwia.cegiela@gmail.com.

Dziękuję, że przeczytałaś/eś ten artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z kolejnymi nowościami wydawniczymi lub ciekawymi historiami, zapraszam do mojego serwisu ponownie!

Publikacja objęta jest prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie tylko i wyłącznie za zgodą Autorki niniejszego portalu.

Komentarze

  1. Mój starszy syn marzy o tym, by zostać aktorem. Interesują go role wyraziste i z tak zwanym czarnym charakterem. Kiedyś się go zapytałam dlaczego? Odpowiedział - bo takie najtrudniej zagrać!
    Z ciekawością przeczytałam twój wywiad, widać, że aktor ma dobre serducho, oby było takich więcej

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawy wywiad z inspirującą osobą. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo lubię tego aktora.
    Projekt, który stworzył chapeaux bas!

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny wywiad! Dobrze że są na świecie osoby które robią niezwykle rzeczy dla innych :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak się patrzy od strony kulis to bardzo ciężko jest prowadzić teatr. Niewyobrażalnie ciężka praca. A nam widzom się wydaje, że to jest takie proste.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie miałam pojęcia, że zajmuje się pracą z niewidomymi aktorami - szacunek :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Szczerze mówię - za długie na chwilę obecną (czytaj: spieszę się do lekarza i muszę lecieć), ale wrócę i doczytam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doczytałam. Świetny wywiad, fajny człowiek. Naprawdę mi się podoba.

      Usuń
    2. Aktor tak pięknie opowiadał, że nie było czego skracać.

      Usuń
  8. Świetna obsada i jeszcze lepszy pomysł na film. To powinien być HIT. Głupkowate komedie są w kinach i tylko psują obraz polskiej kinematografii, taki reżyser powinien być nominowany do Oskara i innych prestiżowych nagród.

    OdpowiedzUsuń
  9. Kurczę, nie zdawałam sobie sprawy z tego, że Artur Dziurman tak prężnie działa. Zapowiada się ciekawy film.

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny wywiad, fajnie się czyta!

    OdpowiedzUsuń
  11. Ciekawa inicjatywa... Cenna inicjatywa... Bardzo niecodzienna inicjatywa... I szkoda by było, gdyby zaprzepaścić to wszystko przez problem z pieniędzmi. Warszawskie teatry, które są w prywatnych rękach, są niejednokrotnie dotowane pokaźnymi sumami. Mam nadzieję, że Pan Artur Dziurman znajdzie przy pomocy życzliwych ludzi jakieś środki na podreperowanie budżetu i zapomni o kłopotach tego typu, co pozwoli mu skupić się na sprawach artystycznych i merytorycznych związanych z teatrem...

    OdpowiedzUsuń
  12. Super inicjatywa. Nawet nie wiedziałam, że taki teatr istnieje i to aż od 15 lat. Jestem bardzo spektaklu z niewidomymi aktorami.

    OdpowiedzUsuń
  13. Wspaniały wywiad zarówno jak Pan Artur, super dowiedziałam się wielu cieakwych informacji :) pozdrawiam i zapraszam do nas http://siostrydajarade.blogspot.com/2016/04/lokomotywa-gra-dla-caej-rodziny.html

    OdpowiedzUsuń
  14. Bardzo dobry wywiad! miło się czytało, swoją drogą- uwielbiam człowieka :-)) Buziaki!

    http://nataliazarzycka.blogspot.com/2015/11/shein-choies.html

    OdpowiedzUsuń
  15. to dobrze, kiedy sławni ludzie angażują się w coś pożytecznego i chcą pomagać innym. wielkie brawa dla pana Artura!

    OdpowiedzUsuń
  16. Właśnie w Moliere miałam okazję być pierwszy i ostatni raz w życiu w piwnicy krakowskiej kamienicy. Niesamowite wrażenie...

    OdpowiedzUsuń
  17. Wow świetny wywiad! Ja uwielbiam tego aktora, miło spojrzeć na niego z zupełnie innej perspektywy niż filmowy czarny charakter :) Fantastyczny człowiek :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz


Wyróżnione recenzje