Cześć!
Mam na imię Sylwia i witam Cię na stronie Kulturalne Rozmowy! Jeśli jesteś Wydawcą lub Autorem napiszę dla Ciebie autorską i analityczną recenzję książki albo przeprowadzę szczery, pogłębiony wywiad. Mogę też objąć patronatem Twoje literackie dzieło. Porozmawiamy zatem o literaturze. Znajdziesz tutaj, też pasjonujące historie zwyczajnych ludzi oraz wywiady z osobowościami z show-biznesu. Rozgość się!

Zainspiruję Cię do osiągania wyższych celów.
Sprawdź, jak robią to inni!
CZYTAJ WIĘCEJ

WSPÓŁPRACA

  • 1
    DLA WYDAWCÓW
    Przeprowadzę dla Ciebie szczery, wnikliwy wywiad i napiszę oryginalną, popartą analizą recenzję książki.
    SPRAWDŹ TUTAJ
  • 2
    DLA AUTORÓW
    Spojrzę na Twoją książkę okiem analityka i wysłucham Twojej historii.
    SPRAWDŹ TUTAJ
  • 3
    ART. SPONSOROWANY
    Napiszę o Twojej marce oraz o jej wartości, misji i wpływie na świat czy ludzi.
    SPRAWDŹ TUTAJ
  • 4
    MARKA OSOBISTA
    Opowiesz mi o historii Twojej marki, o jej celu oraz wpływie na klientów.
    SPRAWDŹ TUTAJ

[rozmowa o książce] Janusz Dąbkiewicz – artbook „Xiążęta”


Janusz Dąbkiewicz – absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego oraz Grafiki na Uniwersytecie SWPS. Przewodniczący Rady Artystycznej Wrocławskiej Fundacji Filmowej. Organizator i selekcjoner Świdnickiego Festiwalu Filmowego SPEKTRUM. Laureat 48 Hour Film Project Warsaw za film pt. "Złe zabawy", kierownik produkcji i dźwiękowiec filmu "Wszystkie nieprzespane noce", nagrodzonego m.in. na Sundance Film Festival oraz na Festiwalu "T-Mobile Nowe Horyzonty", współscenarzysta mockumentu "Bóg Internetów". Fotograf, który realizuje swoje wizje artystyczne powoli i z dbałością o najmniejszy szczegół, co chyba nie jest przesadą, ponieważ nad swoim najnowszym autorskim w pełni projektem pracował aż 10 lat. Mowa tu o pierwszym w Polsce artbooku dokumentującym najnowsze dzieje Muzeum Czartoryskich pt. "Xiążeta". Zapraszam na rozmowę niezwykłą o przeszłości i teraźniejszości, o sztuce i (nie)sztuce oraz o tym, jak buduje się historię za pomocą różnych form przekazu.


Zanim zaczniemy rozmawiać na temat Twojego wydawnictwa, opowiedz mi coś o sobie. Kim jest Janusz Dąbkiewicz?

Janusz Dąbkiewicz: Człowiekiem wielu pasji i zainteresowań. Fotografem, głównie zajmującym się fotografią dokumentalną, analogową, animatorem kultury, selekcjonerem i organizatorem festiwali filmowych. Zajmuję się też filmami od drugiej strony, czyli robieniem ich. Jako kierownik produkcji, dźwiękowiec, czy też ostatnio np. scenarzysta.

Po latach wytężonej pracy nareszcie postanowiłeś wydać artbooka "Xiążęta", w którym – za pomocą obrazu, a konkretnie fotografii – opowiadasz o Muzeum Czartoryskich. Niewielu jednak zna całą historię afery związaną ze spuścizną narodową po Izabeli Czartoryskiej. Przytocz najważniejsze fakty.

W bardzo dużym skrócie: w grudniu 2016 roku, czyli mniej więcej po roku od zmiany u sterów władzy, nastąpiło ewidentne złamanie prawa. Skarb Państwa rękami Ministra Kultury kupił kolekcję Czartoryskich od księcia Adama Karola Czartoryskiego z pominięciem zarządu Fundacji Czartoryskich – jedynego organu uprawnionego do kierowania działalnością Fundacji i jej reprezentacji. Zakup ten komunikowany był oczywiście po prawej stronie jako wielki narodowy sukces. To był jeden z pierwszych sygnałów tego, co teraz obserwujemy w pełnej krasie ze zwolnieniami i nominacjami pozakonkursowymi w instytucjach kultury na czele.

Wracając do Czartoryskich, chwilę później okazało się, że pieniądze, czyli 100 milionów euro, które miały służyć Fundacji Czartoryskich i być wydane na cele kulturalne i charytatywne w Polsce, zostały zdeponowane na konto nowo powstałej fundacji Le Jour Viendra w Liechtensteinie, a książę Adam złożył wniosek o postawienie Fundacji Czartoryskich w stan likwidacji z powodu... braku środków.

Konkluzja jest prosta: Czartoryski potraktował majątek fundacji jako swój własny i transfer miał jedynie umożliwić mu wykorzystanie środków do swoich prywatnych celów.

Dlaczego muzeum jest tak ważne dla Polaków?

No właśnie, czym jest dla nas teraz? Chciałbym, żeby moja książka był również opowieścią o muzeum rozumianym w sposób uniwersalny, czyli jako szczególna instytucja, która posiada formułę narracji o sensotwórczym i tożsamościowo-twórczym charakterze. Otwierający książkę cytat pochodzi z książki Hansa Sedlmayra, austriackiego historyka sztuki, który w muzeum upatrywał symptomów utraty związków sztuki z sacrum, świecką świątynię sztuki bez Boga, w której sztuka traci swoją istotę, głębię, tajemnicę.

A czym jest Muzeum Czartoryskich dla Polski, dla narodu? Jaką ma wartość? Jaką ideą się kieruje i dlaczego Izabela Czartoryska w ogóle je powołała?

Muzeum Czartoryskich swoje źródła ma w świątyni Sybilli założonej przez Izabelę Czartoryską w 1801 roku w Puławach, rodzinnych włościach jej rodu. Jej celem było stworzenie obrazu polskości i kraju, który nie istniał wówczas na mapach Europy. Przyświecało jej słynne motto zawarte zresztą na jednym ze zdjęć w mojej książce: "Ojczyzno nie mogłam Cię obronić, niech Cię przynajmniej uwiecznię". Zbierała ona pamiątki historii w sposób charakterystyczny dla epoki Oświecenia, tzn. bez podkreślenia wartości naukowej i artystycznej, czyli obok dzieł sztuki pierwszej klasy mamy jakieś dziwaczne obiekty np. zasuszony kwiatek z grobu kogoś ważnego czy noga krzesła Szekspira. Natomiast kolekcjonerstwo na modłę muzealniczą i metodologiczną rozpoczął jej wnuk Władysław, wynajmując marszandów, którzy szukali już konkretnych obiektów pod kątem całej kolekcji.

Jakie znaczenie dla Polski, Polaków ma Kolekcja Czartoryskich, co w niej jest takiego niezwykłego? Ile liczy eksponatów? Gdzie możemy ją oglądać?

Kolekcja Czartoryskich gromadzi obiekty, które definiują tzw. polską tożsamość i historię. W jej skład wchodzi wiele niezwykłych eksponatów. Jest to kolekcja bardzo doceniana nie tylko w Polsce, ale i w całej Europie. Świadczy o tym duże zainteresowanie nią turystek i turystów. Oczywiście myśląc o kolekcji, przywołujemy sobie głównie trzy najsłynniejsze obrazy: "Damę z Gronostajem" Leonardo da Vinci, "Krajobraz z miłosiernym Samarytaninem" Rembrandta i zaginiony w czasie wojny "Portret Młodzieńca" Rafaela, który swoją drogą do II wojny światowej uważany był za najcenniejszy. Prawdopodobnie dlatego właśnie zaginął.

Myślenie o tych najbardziej znanych dziełach jest oczywiście pewnego rodzaju uproszczeniem, ponieważ zbiory Muzeum Czartoryskich są przebogate i liczą około 86 tys. obiektów muzealnych oraz około 250 tys. obiektów bibliotecznych. Te drugie są na pozór mniej atrakcyjne, ale są wśród nich dokumenty najcenniejsze dla historii Polski, np. Akt Unii Lubelskiej, Hołdu Pruskiego, rękopisy najwybitniejszych postaci życia naukowego, społecznego, artystycznego wieków minionych. Bez zbiorów biblioteki nie możemy mówić o kolekcji jako o całości. Kolekcję możemy oglądać w Krakowie w trzech budynkach: w Pałacu Czartoryskich, Klasztorku oraz budynku dawnego arsenału miejskiego.

fot. Dagmara Bąk
Czym była sztuka w przeszłości, a czym jest teraz?

To podchwytliwe pytanie, ponieważ sztuka na przestrzeni wieków to bardzo szerokie zagadnienie. Mocno upraszczając, myślę, że kiedyś sztuka dostępna była dla węższego grona odbiorców, była też bardziej elitarnym zajęciem. Natomiast teraz jest dostępna praktycznie dla każdego, co znaczy również, że prawie każdy może ją tworzyć. Dostępność i ilość narzędzi, sposobów wyrazu oraz samo pojęcie, co sztuką może być, uległo znacznemu poszerzeniu. Jednocześnie można zaryzykować tezę, że nic nie jest już oryginalne i autentyczne, wszystko już było, więc możemy w nieskończoność czerpać z dzieł naszych "poprzedników". Jak mawia jeden z moich ulubionych reżyserów filmowych Jim Jarmusch "Nic nie jest oryginalne. Kradnij ze wszystkiego, co wpływa na twoją inspirację lub napędza twoją wyobraźnię". Na pewnym poziomie interpretacji o to właśnie, co sztuką jest, pytam za pomocą swojej książki.

Jak Ty sam jako artysta rozumiesz słowo "polskość"?

Ambiwalentnie. Sporo rzeczy mnie w Polsce uwiera. Mam nadzieję, że choć trochę jest to czytelne za sprawą narracji w mojej książce. Z drugiej strony polskość jest tym, co mnie siłą rzeczy definiuje. Nie wyobrażam sobie bycia, życia na stałe gdzieś indziej, używania na co dzień innego języka.

Jak wygląda obecny stan prawny Kolekcji? Bo chyba muzeum nie jest samodzielnym bytem?

Od 1991 roku pieczę nad zbiorami sprawowała Fundacja Książąt Czartoryskich. Ten stan trwał do wspomnianego już 2016 roku, kiedy to kolekcja została wykupiona przez Państwo Polskie. W tym momencie Muzeum Czartoryskich funkcjonuje formalnie jako oddział Muzeum Narodowego w Krakowie, a właścicielem kolekcji jest Skarb Państwa. Tzn., że jest ona nasza, twoja, moja, nas wszystkich.

Dlaczego w taką dziedzinę życia, państwowości, jaką jest kultura, coraz częściej wkrada się polityka? Co się za tym kryje?

Nie jest to nowy proces. Tak było zawsze. Zmieniły się oczywiście formy i instrumenty tego nacisku, wywierania wpływu. Polityka kieruje się doraźną kalkulacją, chce zmieniać, zaciemniać obraz rzeczywistości pod swoje konkretne cele. Mówiąc o Polsce tu i teraz, sztuka nie reprezentuje ograniczonych poglądów rządzących, często celnie je demaskuje, krytykuje. Stąd ingerencje np. nieprzedłużanie umów aktualnym doświadczonym i uznanym dyrektorom największych placówek i instytucji kulturą się zajmujących, a w ich miejsce wybieranie pozakonkursowo nowych, często tych, których umiejętności czy doświadczenie nie mają takiego znaczenia jak konserwatywne i spójne z władzą poglądy. Jednak nie da się sztucznie wykreować elit w kulturze i sztuce. Protest oraz bunt środowisk twórczych będzie trwał. Oczywiście winny jest nie tylko minister, ale też sam system, który zostawia tu na poziomie prawnym taką możliwość.

Przejdźmy teraz do rozmowy o samej książce, której "opakowanie", czyli teczka, sposób zamknięcia, pergamin, kalka i cała zawartość mnie nieco zastanawia. Skąd pomysł na takie pokazanie dzieła muzealnego? Jaką ma symbolikę?

Chcieliśmy tu wraz z Kają Gliwą, projektantką książki, przenieść i naświetlić kilka kwestii. Na pierwszym poziomie jest oczywiście dekonstrukcja klasycznego katalogu po muzeum. Każde słynne muzeum takowy katalog posiada. Mają one też pewne powtarzalne formy prezentacji dzieła, do czego nawiązujemy też kompozycją, zgoła odmiennych niż te w katalogach, zdjęć w środku książki. Zamiast ogromnego ładnego albumu w twardej oprawie, jest takie złożone z kilku części, które ze sobą wzajemnie korespondują, teczkowe dzieło, album ze sztuką i niespodzianką w środku. Dobrym skojarzeniem są tu też stare wydawnictwa z pieczołowicie zapakowanymi reprodukcjami sztuki lub archiwalnymi odbitkami, jaki i również płyta winylowa, ciekawa okładka skrywająca w środku dzieło – płytę.

Od czego zacząłeś pracę nad tym projektem? Kto przy nim pracował i ile to trwało? Czy były podzielone na jakieś etapy?

Prace nad samym projektem książki zaczęliśmy w pod koniec 2019 roku. Bardzo chciałem pokazać moje zdjęcia z opuszczonego Muzeum Czartoryskich w Krakowie, co nie udało się od momentu ich powstania w 2011 roku (choć same zdjęcia zafunkcjonowały już do tego czasu kilkukrotnie na wystawach w Polsce i za granicą). Z Pawłem i Gosią z Fundacji SPLOT, czyli wydawcą, połączył nas wspólny znajomy.

Tak narodził się pomysł, żeby zamiast wystawy powstała fotoksiążka. W międzyczasie po prawie 10 latach Muzeum Czartoryskich miało ponownie się otworzyć. Już wtedy wiedziałem, że muszę tam wrócić z aparatem, zbudować jakąś nić łączącą przeszłość z przyszłością. To się udało, w książce możemy oglądać zdjęcia z różnych temporalności w życiu muzeum.

Następnie rozpoczęliśmy prace koncepcyjne, zastanawianie się nad narracją. Jednocześnie prowadziliśmy z Kają Gliwą burze mózgów dot. formy książki. Potem, kiedy narracja i forma już się "kształtowały", przyszedł czas na tekst. Wiedzieliśmy, że napisanie go będzie nie lada wyzwaniem, wymagania i oczekiwania mieliśmy dość duże. Zaproponowałem podjęcie się tego zadania swojemu dobremu koledze, poecie i prozaikowi Bartkowi Zdunkowi, z którym znamy się długo, i którego pióro sobie cenię. Te poszczególne procesy: nazwijmy je w skrócie koncepcja, forma, tekst toczyły się swoim rytmem, często równolegle.

W międzyczasie wybuchła pandemia, która zamroziła wszystko i wywróciła sporo rzeczy do góry nogami. Nie musieliśmy się nigdzie spieszyć. Kiedy w końcu tekst był gotowy, przystąpiliśmy do pracy nad warstwą audialną. Tu zdecydowanie pomogły moje zainteresowania oraz wiedza filmowa (jestem dźwiękowcem). Bartek, pisząc tekst, wiedział, że chcemy stworzyć coś na kształt audioprzewodnika po opuszczonym muzeum, struktura tekstu była więc w pewien sposób rytmiczna i nadawała się do tego procesu.

W związku z tym, że postprodukcja dźwięku jest dość złożonym procesem, poprosiłem o pomoc inżynierów dźwięku – sound designerów: Igora Kłaczyńskiego i Marylę Kłosowską. I znów odbył się proces kreacji – burze mózgów i wymyślanie, w jakim stylu to zrobić, ale jak też "połączyć" audio z treścią, układem i formą książki. To był czasochłonny i długi proces zakończony uploadowaniem ostatecznej wersji na platformę podcastową, gdyż tam właśnie funkcjonuje "Interkom", czyli jest zawieszony w chmurze. I znów procesy nachodziły na siebie, bowiem równocześnie z audialną narracją kończyliśmy oraz finalizowaliśmy wybór papieru, obróbkę zdjęć i przygotowanie całości do druku. Podsumowując praca nad książką trwała prawie 2 lata!

fot. Łukasz Korczak
Dlaczego postanowiłeś udokumentować muzeum w taki, a nie inny sposób?

W 2011 roku, kiedy zrobiłem zdjęcia opuszczonego muzeum, chciałem uchwycić pewien ulotny stan, odrealniony klimat, który tam zastałem. Absolutnie niesamowity i nie do powtórzenia. Po prostu poczułem, że muszę to udokumentować. Nie myślałem, że kiedyś to będzie materiał do książki.

Jak już wspomniałem wcześniej, pokazywałem potem te fotografie na kilku wystawach, wiedząc, że jest w nich niesamowity potencjał. Powrót do Muzeum to już w pełni świadoma próba nawiązania do tego "było-jest". Nie interesowały mnie jednak ładne zdjęcia nowej ekspozycji.

Swoją drogą w 2010, kiedy zaczął się remont, chyba nikt nie podejrzewał, że będzie trwał aż do 2019 (przez lata witała nas na stronie internetowej i na głównym budynku Pałacu Czartoryskich lakoniczna informacja-hasło "Wkrótce tam wejdziecie") Nikt też nie mógł przewidzieć, że do historii kolekcji “dopisze się” kilka interesujących wątków.

Oczywiście w tym 2019 roku też wydarzyły się pewne zbiegi okoliczności: nie zostałem, mimo posiadania akredytacji prasowej, wpuszczony na VIP-owskie otwarcie, ale dzięki temu udało mi się uchwycić z zewnątrz ciekawy przebieg wydarzeń – ministra wchodzącego do Pałacu wraz ze świtą bocznym wejściem, czy transmisję tegoż otwarcia z ciekawej perspektywy poprzez monitory wozu transmisyjnego publicznej telewizji.

Uwagę przykuwa purpura – nie ukrywam moja ulubiona z całej palet barw. Co symbolizuje ten kolor?

Purpura jest kluczowym kolorem książki i kolejnym poziomem jej dekonstruktywnego charakteru. Kiedyś kojarzona była z arystokracją i duchowieństwem, dlatego głównie, że była bardzo droga – pigment pochodził z pracochłonnego procesu. Pozyskiwano go bowiem z pewnego gatunku ślimaków. Purpura niemal w samym czasie, z którego wywodzą się eksponaty, które nas zainspirowały z symbolu arystokracji za sprawą nowoczesnego wynalazku, czyli sztucznego pigmentu, stała się powszechnie dostępnym barwnikiem. Niemalże pokrywa się to też historycznie z kresem europejskiej arystokracji. Następnie ta jasna purpura z czegoś elitarnego, w 2. poł. XX wieku stanie się symbolem kampu, LGBT, transgresji, dowcipu, drag queen, ironii, zabawy itd.

A papier wypełniony tekstem libretta jaką funkcję pełni?

Pierwotnie nie planowaliśmy w ogóle tekstu w książce. Tekst miał funkcjonować wyłącznie w formie audioprzewodnika zawieszonego w chmurze i być reprezentowany jedynie przez tzw. "kotwice", fragmenty lub cytaty w środku, które w zamierzeniu pomagają czytelnikowi zorientować się, w którym miejscu słuchanej w trakcie oglądania stron historii właśnie się znajduje. Jednak libretto Bartka okazało się na tyle dobre, że żal nam było kompletnie z niego zrezygnować. Wtedy narodził się pomysł, żeby załączyć go do książki w formie covera jej wewnętrznej części, na papierze opakowaniowym w wiele mówiącym srebrnym kolorze tekstu.

Jak należy odczytać tę książkę? Co nam mówi?

Tak książka niczym samo Muzeum Czartoryskich jest jak szkatułkowa powieść. Zresztą Muzeum Czartoryskich bywało tak określane: szkatułkowe muzeum, "muzeum w muzeum". Tak więc każdy może tam wyciągnąć coś dla siebie, w zakamarkach, salach i korytarzach poukrywanych jest wiele rzeczy i tematów. Dla mnie "Xiążęta" to książka o tym, co może być sztuką, o następowaniu sztuk po sobie, o przemieszaniu porządków i sensów, ale też o trudnej miłości do Polski jako takiej. Oczywiście jest tu też krytyka wobec polityki wpływającej na kulturę.

Dlaczego zdecydowałeś się na taki rodzaj wydawnictwa, a nie postawiłeś na tradycyjną fotoksiążkę?

To mój debiut wydawniczy więc naturalne, że chciałem, aby był wyjątkowy. To projekt, który w moim artystycznym życiu traw zdecydowanie najdłużej (śmiech). Oczywiście z przerwami! Czułem, że mam tu potencjał na zbudowanie wielopoziomowej narracji. To Muzeum otworzyło przede mną wiele drzwi. Z drugiej strony ja też mogłem równie dużo środków wyrazu i ciekawych rozwiązań zaproponować jako artysta, który ma doświadczenie w wielu dziedzinach sztuki.

Jakie ciekawe konteksty przywołuje książka? Na czym powinniśmy się skupić, oglądając ją i słuchając nagrania?

Mapa tropów i kontekstów jest bardzo zróżnicowana. Od idei muzeum poprzez rozważania nad funkcją przestrzeni, zagadnień z krytycznego muzealnictwa po przerysowane odniesienia do politycznego tu i teraz. Są tu poukrywane również tropy futurystyczne, filmowe, są odniesienia do znanych dzieł literackich. Oczywiście całą odrębną paletę reprezentują same dzieła sztuki, zarówno te, które są na zdjęciach, jak i te, których nie widzimy, są częściowo schowane lub obserwujemy jedynie puste miejsca po nich.

Bardzo często za nimi stoją konkretne wydarzenia lub też historie postaci, które są na przedstawione obrazach. Życiorys samej Izabeli Czartoryskiej jest świetnym materiałem na osobną historię! Dla nas inspiracją był np. jej specyficzny sposób oprowadzania i prezentowania kolekcji jeszcze w Domu Gotyckim i Świątyni Sybilli znajdujących się Puławach. Jednak zachęcałbym przede wszystkim do skupienia się na własnych odczuciach, dania sobie szansy na osobistą refleksję wyłowioną z tego morza możliwości.

Libretto zawiera wiele trafnych spostrzeżeń dotyczących Polski i jej aktualnej sytuacji kulturalno-politycznej, ale mnie najbardziej utkwił w głowie jeden z nich: "Polska mówi wszystko na raz". Co oznaczają te słowa według Ciebie?

To jest świetny fragment, uwielbiam go, także dlatego, że jest idealnym hasłem promocyjnym i hasztagiem! #polskamówiwszystkonaraz, to znaczy, że wysyła sprzeczne komunikaty, ale też, że wszystkich przekrzykuje, nawet samą siebie. Taki wielogłos spersonifikowanej Polski, która wie najlepiej, choć fakty temu przeczą. Jest w tym oczywiście PATOS a stężenie absurdu i populizmu sięga zenitu. Mamy tutaj zarówno "przeszłość przyszłości", jaki i bliżej nieokreśloną pułapkę (oczywiście arcypolską), w którą wpędzamy się sami i nie potrafimy się z niej wydostać.

Przeglądając poszczególne strony, zauważyłam, że dominują zdjęcia pustej przestrzeni, pustych kart i półprzezroczystych kartek, o których sam często wspominasz. Z pewnością dla fotografa mają one szczególne znaczenie, tylko pytanie jakie?

Pustkę można wypełnić treścią. Brak to olbrzymi potencjał do stworzenia nowej narracji. Na innym poziomie interpretacyjnym z kolei to jest pytanie o to "co sztuką jest?". Czy puste ściany uwiecznione na fotografii, wydrukowane i pokazane w innym miejscu np. na innej ścianie, w innym budynku to wciąż jest sztuka. Rodzą się tu ciekawe pytania i zapętlenia porządków. Te zdjęcia są z pozoru "nudne", ale ta naprawdę otwierają wiele szufladek, stąd są też kontemplacyjne.


Duże znaczenie ma również ilustracja dźwiękowa dołączona do tej książki. Trochę psychodeliczna, trochę straszna, okraszona polonezem Kilara, ale w nieco uwspółcześnionej wersji. Co nam chcesz przekazać przez to libretto? Jak ono powstało i jaka jest jego misja?

Ona jest jej nierozłączną częścią, fikcyjną narracją ułożoną pieczołowicie i pasującą do dokumentalnych zdjęć, budującą intermedialny charakter książki. Zabiera nas w psychodeliczną podróż przez historię i czas.

Mniej więcej od początku prac wiedziałem, że tekst, który pisze Bartek, będzie w formie mini-słuchowiska. Jest to kolejny element zabawy z dekonstrukcją formy muzeum jako charakterystycznej instytucji. W prawie każdym bowiem muzeum jest audioprzewodnik, który oprowadza nas, tłumaczy i buduje o wiedzę kontekstach historycznych, kolekcji, poszczególnych dziełach sztuki. Jednak zostawiam czytelnikom dowolność, taką wielość sposobów interpretacji i "zwiedzania" książki. Podobnie jak w muzeum – można ubrać słuchawki i podążać po kolei ścieżką zwiedzania, a można od razu pójść do konkretnej sali z interesującym nas obrazem. Oczywiście ja zachęcam do oglądania zdjęć i słuchania jednocześnie naszej narracji (łączymy się z "Interkomem" poprzez wydrukowany na pierwszych stronach kod QR), ale można też najpierw obejrzeć książkę i potem dopiero posłuchać narracji, lub wrócić do audio dopiero po jakimś czasie.

O samym procesie powstawania audioprzewodnika już częściowo wspomniałem. Może jeszcze trochę rozwinę ten temat, bo nie wiem, czy wszyscy zdają sobie sprawę, jak skomplikowanym i złożonym procesem jest powstawanie słuchowiska. Na początku było wymyślanie koncepcji, następnie odbył się mini casting i nagrania wokali. Zaprosiłem do projektu dwójkę aktorów: Dagmarę Bąk, która bardzo dobrze znała zarówno zamysł książki, jak i tekst oraz Tomasza Sobczaka, który bardzo dużo zawodowo pracuje z głosem m.in. czytając audiobooki.

Same nagrania aktorskie, wielość różnych interpretacji, do których pole daje libretto, potem wybieranie pasujących do siebie dubli, podział na kwestie (aktorzy osobno czytali cały "Interkom") montaż ich ze sobą to wiele długich godzin w studiu. Następnie dodawanie do tego efektów dźwiękowych budujących atmosferę, jak i efektów i zniekształceń do samych wokali.

Tak jak wspomniałaś, mamy tu znany arcypolski motyw muzyczny, który specjalnie zaaranżowaliśmy, nagraliśmy i zmiksowaliśmy na potrzeby "Xiążąt". Cały proces zwieńczony był finalnym masteringiem, dodawaniem ostatnich szlifów do całościowego brzmienia.

Dlaczego libretto nosi tytuł "Interkom"?

Bardzo mi się on podoba. Zaznaczyć należy, że wymyślił je Bartek Zdunek, oczywiście miał do tego pełne prawo jako autor tekstu. Ja odczytuję go trochę niczym dziwną "meta-strukturę", która wie COŚ więcej, przy czym jest z niejasnych powodów uwięziona gdzieś w ścianach, murach infrastrukturze opuszczonego/nawiedzonego Muzeum.

Jaką rolę odgrywają duchy występujące w libretto i w książce?

Duchy samych obrazów i duchy postaci wychodzące z obrazów mają bezpośrednie nawiązanie do hauntologii, są pojawiającymi się widmami historii, zaburzeniem porządków chronologicznych, które występują zarówno w warstwie dokumentalnej (zdjęcia), jak i fikcyjnej (libretto/audioprzewodnik). Na takim najprostszym poziomie zadałem sobie pytanie: gdyby duchy wyszły z obrazów, to co mogłyby nam powiedzieć? To pytanie otwiera wiele możliwości.

Na okładce w jednym "X" powstało załamanie, które pewnie dla Ciebie coś oznacza. Tylko pytanie, co?

Być może jest to, cytując książkę, "interferencja fal". Pewnego rodzaju zakłócenie, które pojawia się znikąd. Jest to pomysł na sygnet, znak graficzny książki znajdujący się na jej okładce autorstwa projektantki Kai Gliwy, który bardzo nam się spodobał. Książka na początku miała nazywać się po prostu "XX.", ale zdecydowaliśmy się wprowadzić rozróżnienie i rozszerzyć tytuł do pełnej wersji "Xiążęta" (ze staropolskiego), ponieważ dwa XX mogłyby być zbyt enigmatyczne dla odbiorców.

Jakie są Twoje ambicje dotyczące książki? Czym według Ciebie ma ona być dla odbiorców?

Musimy zdawać sobie sprawę, że artbooki w Polsce są dość niszową i niskonakładową dziedziną. Oczywiście chciałbym, żeby książka zaistniała w szerszym obiegu, ale tak naprawdę moje ambicje zostały zaspokojone, kiedy wydaliśmy "Xiążęta". Uważam, że pewien cykl, który rozpoczął się 10 lat temu, dopełnił się. Stworzyłem artystyczny dokument historii i czasu, uchwycenie w metaforę stanu, którego już nie ma. Dzieło, które mam nadzieję, za jakiś czas zyska na znaczeniu, ponieważ buduje pewien poziom uniwersalnego przekazu.

W tekście mowa jest o arcypolskiej pułapce. Ja zastanawiam się, czy poprzez taki psychodeliczny spacer po wnętrzach muzeum i zakamarkach historii możemy się z niej wydostać. Nie daję jednak jasnej odpowiedzi. Na pewno podkręcenie pewnych zjawisk jest ważne w procesie refleksji. Ta szalona podróż, w którą mam nadzieję zabieram czytelników, pozwoli nam z dystansem spojrzeć na pewne tematy. Oswoić je. Uwolnić się.

Dziękuję za poświęcony mi czas.

Rozmawiała  


Gdzie kupić?

Fundacja SPLOT

Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat do rozmowy albo żebym przeczytała i zrecenzowała Twoją książkę? Skontaktuj się ze mną, pisząc maila na adres: sylwia.cegiela@gmail.com.

Dziękuję, że przeczytałaś/eś ten artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z kolejnymi nowościami wydawniczymi lub ciekawymi historiami, zapraszam do mojego serwisu ponownie!

Publikacja objęta jest prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie tylko i wyłącznie za zgodą Autorki niniejszego portalu.