[rozmowa o muzyce] Chazio: Dla mnie muzyka jest jedną z tajemnic kosmosu


"Popcorn" – kolejny singiel muzyka o pseudonimie Chazio (Bartosz Charzyński), to zapowiedź jego debiutanckiej płyty. Luźna opowieść o Polakach na wakacjach, którzy według Chazia nie są w tym czasie tacy źli jak się zwykło o nich mówić. Utwór, którego inspiracją stała się codzienna sytuacja rodzinna, to w pełni autorski projekt. Chazio zaś jest twórcą słów i muzyki. Producentem piosenki jest zespół Plastic – Agnieszka Burcan i Paweł Radziszewski.

Chazio, singiel "Popcorn" wywiad

Kim jest Chazio?

Chazio: To dobre pytanie i bardzo bieżące. Sam się nad tym zastanawiam intensywnie, odkąd kilka dni temu mój syn na pytanie "kim jest twój ojciec?" odpowiedział „gorylem”. Żeby chociaż był zły na mnie, ale gdzie tam… On to mówi ludziom z niekłamaną dumą. Wracając jednak do mnie, chyba najlepiej jak powiem dwa zdania o tym, co ukształtowało moje myślenie na temat nagrywania muzyki. Tak naprawdę to były to wygłupy wynudzonych chłopaków z bloków. Wtedy pojęcie "blokers" jeszcze nawet nie istniało. Odkryłem ze swoim najlepszym przyjacielem Oceanem vel Grubym, że przegrywanie kaset na dwukaseciaku z dołączonym mikrofonem daje olbrzymie możliwości. Starsi pamiętają, a młodszym nie będę nawet przypominał, co to było.

Mega prymitywny sprzęt, ale w naszych rękach zamieniał się w prawdziwy stół mikserski. Oczywiście chcieliśmy zostać gwiazdami rocka. Pisaliśmy piosenki „na kolanie”, ale największą frajdą było nagrywanie i dodawanie efektów specjalnych. Przeplataliśmy to różnymi przemyśleniami wypowiadanymi językiem nie nadającym się do zacytowania. Nagrywaliśmy też żarty telefoniczne wkręcając ludzi jak w dzisiejszych w audycjach radiowych. Książka telefoniczna to była potężna broń. Raz wkręciliśmy męża najsurowszej nauczycielki, że doszło do przebicia prądu do pionu kanalizacyjnego i zanim przyjedzie ekipa, to musi wszystkich w bloku ostrzec, żeby nie korzystali z toalety, bo ich porazi – w dziesięciopiętrowym bloku! Strasznie mi głupio, kiedy to sobie teraz przypominam, ale mówię o tym, bo my to nagrywaliśmy longiem na jednej taśmie – piosenka o sąsiadach, jakieś wygłupy, słuchowisko o rycerzu, piosenka piracka, słuchowisko pt. "Lekcja ruskiego", wkręcenie męża nauczycielki, itd.

Kiedyś w zimie wystawiliśmy kilkudziesięciowatowy głośnik na balkon i puściliśmy dźwięki natury opatrzone tytułem "przebudzenie wiosny". Pod blokiem przebiegał ruchliwy chodnik, a ludzie jak zahipnotyzowani zatrzymywali się i wypatrywali, gdzie słowiki się pochowały w śniegu. Myślę, że to właśnie w tamtych latach wykształciłem w sobie dwa nawyki, które tak naprawdę definiują Chazia. Myślenie o piosenkach jak o częściach bardziej złożonej całości oraz przekonanie, że jeśli nagrywamy, to będzie ostra beka, czyli harce na całego.

Skąd u Ciebie pomysł na bycie muzykiem? Przecież masz stabilną pracę, dom, dzieci. Po co w ogóle muzyka dla kogoś takiego jak Ty?

Jak się brałem za muzykę, to miałem dziewięć lat. Nie była to zatem jakaś przenikliwa kalkulacja tego, czemu warto w życiu się poświęcić. Później już w dorosłym życiu był taki moment, że próbowałem swój związek z muzyką sformalizować. Przyjęło to formę kontraktu z tak zwanym mejdżersem (majorsem), czyli dużą wytwórnią. Przyjęło formę, a potem tę formę straciło. Wtedy sobie pomyślałem, że już mi się nie chce nagrywać. A po paru latach znowu mi się zachciało i już wiesz, co to znaczy w moim przypadku. Znowu siedzę z Oceanem w pokoju na Warszawskiej Woli, starzy wyszli, mamy wolną chatę, wyciągamy słuchawkę, naciskamy rekord i płyniemy z kolejnym freestajlowym żartem. Nic się nie zmieniło. No tak, tak. Na chacie teraz jest piękna żona i super dzieci i… razem freestajlujemy. Słychać ich w każdym kawałku. I nie jest to sztuczny dodatek jak korona na kucyka. To po prostu siedzi w groovie, jak słowiki w śniegu.

Muzykowaniem zajmujesz się "po godzinach", więc mam rozumieć, że traktujesz to raczej jako pasję, a nie sposób na życie?

Jeśli ludzie w Polsce zaczną masowo słuchać Chazia, to jestem gotów zmienić sposób na życie, przynajmniej na jakiś czas. Innymi słowy, jeśli pytasz, czy jestem gotów na życie gwiazdy, to jestem. Nie wiem tylko, czy świat jest gotów na taką gwiazdę. A tak na poważnie. Zajmuje się muzyką "po godzinach", ale nauczyłem się tak żonglować czasem, żeby nie tracić na jakości. W muzyce podstawowym wyzwaniem, który potrafi przyprawić o chorobę psychiczną jest wariantowość. Pięknie widać to u Chopina (eksponowanie wariantowości, a nie chorobę psychiczną), ale i we współczesnej muzyce. Mnogość choćby mushupów mimowolnie nasuwa pytanie – kiedy dzieło jest skończone? Gdzie jest granica pracy nad piosenką, jeśli możliwości zmian, dodawanie nowych elementów, ogrywania tematu jest praktycznie nieograniczona? Ja zawsze wiem, kiedy piosenka jest jeszcze nieskończona. Czuję wtedy, że czegoś brakuje i po prostu potrzebuje czasu, żeby to znaleźć. Gdy nagrywałem pierwszą płytę (nie ukazała się ona niestety) większość materiału powstała przynajmniej w zarysie, w przeciągu dwóch tygodni. Teraz po prostu trwa to dłużej. Jeśli jednak ktoś uzna, że moja muzyka jest słaba, to nie wynika to z faktu, że robię to "po godzinach", nie poświęcając wystarczająco uwagi tylko z tego, że lepiej nie umiem.

Czym jest dla Ciebie muzyka?

Dla mnie muzyka jest jedną z tajemnic kosmosu. Kiedyś jak oglądałem koncert Nirvany i Curt Cobain niszczył kolejną gitarę, zacząłem myśleć, że muzyka istnieje niezależnie od nas – tak jak matematyka. My jej nie wymyślamy, tylko odkrywamy. Muzyka nie była zaklęta w gitarze. Curt wziął nowy instrument i kontynuował tę samą piosenkę. Czy muzyka tkwi zatem tylko w muzykach? Raczej nie, bo czy mogłoby istnieć the Prodigy bez elektroniki, a Jimi Hendrix bez pieców Marshala? Myślę, że muzyka jest jak ogień. Aby wyzwolić płomień potrzebne jest kilka elementów – paliwo, zapalnik i tlen. Rozpalając ognisko, jednak nie wymyślamy i nie tworzymy ognia, a jedynie uwalniamy żywioł, który istnieje od zawsze. To wcale nie są dla mnie trywialne pytania. Wyobrażam sobie różne miejsce i zastanawiam się, czy grała tam muzyka… np. w pokoju, w którym dokonywał żywota głuchy Betoween? Tym większy artysta, im większy płomień jest w stanie rozniecić, a najwięksi, będący czystym tlenem, rozbłyskują tak mocno, że kiedy gasną światła, na scenie nie zostaje nawet garść popiołu.

Z czego chcesz być znany swoim słuchaczom?

Mam ciekawe doświadczenie koncertowe, które na zawsze zmieniło moje oczekiwania co do tego, jak ludzie odbierają moją muzykę. To był konkurs dla undergroundowych składów hip-hopowych odbywający się w jakimś domu kultury na Mazurach, a gwiazdą wieczoru był Donguralesko. Nie pamiętam lat dokładnie, ale na pewno były to czasy mocnego dissowania nurtu hiphopolo. Ja ze swoją muzyką trochę odstawałem, ale raczej w stronę zbyt ciężkich brzmień. Otwierałem swój występ kawałkiem pod tytułem "Nie ma nas" – taki hołd właśnie dla podziemnej sceny. Niby nie ma nas, ale jest muzyka miast, którą my tworzymy więc nie ma nas tylko dla mainstreamu. Coś mi odbiło i jak wchodziłem na scenę, to zacząłem mówić do ludzi, że mam piękną piosenkę o miłości. Chłopak stracił dziewczynę i śpiewa "Nie ma nas". "Zaśpiewajcie ze mną" zawołałem to tłumu i zacząłem nucić, fałszując słowa refrenu. Zobaczyłem jak w pierwszych rzędach grupa nastolatków z poczucia żenady załamała nade mną ręce. Reszta sali też nie wiwatowała. Wszedł bit, to był mój wtedy najmocniejszy kawałek – w stylu "Diesel Power" the Prodigy. Zacząłem rapować i sala się ożywiła, a ludzie zaczęli mnie propsować. Grupa nastolatków jednak nie zmieniła zdania. Dla nich zostałem gościem, który wyszedł zaśpiewać o miłości na przeglądzie rapowych składów. Kiedy dziś o tym myślę, to chciałbym tylko, aby ludzie, włączając moją muzykę, przyjmowali ją z pewną otwartością i wyrozumiałością na szczeniackie żarty. W muzycznym świecie Chazia nie obowiązują niektóre prawa fizyki – z tego mogę być znany.

Chazio, singiel "Popcorn" wywiad

Singiel "Popcorn" to dość wakacyjny utwór. Opowiedz o jego genezie.

Kilka lat temu byłem z rodziną na spacerze w Parku Ujazdowskim. Moja siostrzenica miała mega ochotę na popcorn, a moja żona przysypiała i szukała gdzieś kawy na wynos. Ja powiedziałem "ej, jedźmy na chatę", siostra spytała "Co będziemy tam robić?" – siostrzenica na to "Będziemy robić popcorn", moja żona dodała "i kawę". Usłyszałem w ich intonacji melodię i się zaśmiałem – zaśpiewałem to kilka razy i … dostałem bana od wszystkich na to śpiewanie. Ten "bezsensowny" refren zaczął chodzić po głowie wszystkim i nie chciał się odczepić. Kilka tygodni później wróciłem jednak do tego z gitarą w ręku i wymyśliłem riff, który wydał mi się ciekawy – prosty, ale niebanalny. Gdyby ten riff był bezą, to bym powiedział "dobry, taki nie za słodki". Jak wybierałem z producentami, czyli z Plasticami (Aga Brucan i Paweł Radziwszeski) drugi singiel, to nie było łatwo. Opowiedziałem tę historię i powiedzieli "przyślij szkic". Po krótkim czasie oddzwonili i powiedzieli – "dzień dobry, poprosimy wiadro popcornu". Decyzja została podjęta.

Jakie przesłanie towarzyszy piosence?

Że Polacy są spoko. Od lat, co wakacje pojawia się w necie seria artykułów o tym, jak to my Polacy jesteśmy żenujący na wakacjach – "Siedem grzechów głównych Janusza i Grażyny w All Inclusive". W ogóle to ciągłe narzekanie na nas samych mnie trochę irytuje. Z drugiej strony, jak się przyjrzałem swoim znajomym, to zobaczyłem grono fenomenalnych ludzi, w wieku między dwadzieścia a pięćdziesiąt lat. Robią niesamowite rzeczy. Niektórzy za swoje osiągnięcia w różnych dziedzinach zdobyli światową sławę. Świetnie się z nimi spędza czas. Zawsze inspirują, wspierają w dowolnej formie aktywności. Gdzie ci "Janusze" zatem, gdzie te "Grażyny"?

To był wakacyjny czas kilka lat temu. Wybuchła pudelkowa afera, gdy ktoś znany utyskiwał na panów Kiepskich w gastronomicznej ciąży nad Bałtykiem. Ponoć przeszkadzali w zajęciach z jogi. Rozpętała się nagonka, doszło do przeprosin. Ja jednak tak przystanąłem i zamarłem, a byłem akurat w Łebie, więc naprzeciwko, w witrynie smażalni zobaczyłem swoje odbicie. Joga myślę, że jest spoko, choć nigdy jej nie próbowałem. Medytacja, kadzidła, to już bliżej, ba nawet wiem, co to są częstotliwości solfeżowe. Przyglądam się sobie i myślę… kurczę, skąd mi się ten brzuch wziął. Instynktownie spojrzałem na plastikowy kubek, który trzymałem w dłoni. Mówię do siebie "skąd to piwo w twej dłoni "Janusz"?". Zrozumiałem. "Janusz" to ja – jeśli za jedyny słuszny pryzmat przyjmiemy witrynę w smażalni. Skarpety do sandałów noszą ludzie na wszystkich kontynentach, żeby uniknąć odcisków. Lądując na Ziemi Ognistej na lotnisku Uszuaia, Argentyńczycy tak samo biją brawo, jak Kowalscy w Hurghadzie. Zacząłem pisać. Popcornowy refren, który dla mnie znaczy po prostu "będziemy robić to, na co mamy ochotę" pasował, jak ulał. Ze zwrotkami było trudniej. Pierwsze dwa zestawy poszły do kosza. Najpierw zacząłem na ostro i pocisnąłem wbrew intencji takim hejtem, że wszystkie cebule uciekły z pobliskiego warzywniaka. W drugiej wersji wręcz odwrotnie. Zrobiłem Polaków w apoteozie. Powiało naiwnym nacjonalizmem. Zrozumiałem wtedy, że o takich sprawach lepiej mówić trochę między wierszami, bo inaczej wychodzi od razu wszystko przejaskrawione, komiksowe, żenujące… A najgorzej, że płaskie i jednowymiarowe. Dlatego przesłanie Popcornu jest takie nienarzucające się.

Czy kolejne utwory na Twojej debiutanckiej płycie również będą utrzymane w podobnym nurcie?

Na Mikołajki w zeszłym roku wydałem singiel „Pada śnieg”, który został bardzo dobrze przyjęty przez rozgłośnie radiowe, ale i też bardzo pozytywnie zaskoczył moich znajomych. "Chazio" mówili – "napisałeś wreszcie normalną piosenkę". Do pewnego stopnia tak jest – cały "żart" jest tam ukryty w tekście z podwójnym dnem. Dla niektórych to wesoła piosenka o śniegu, a dla innych skarga kogoś, kto stracił wszystkie życiowe szanse i wie, że nadchodzi zimowa noc – śmierć. Naprawdę widziałem po reakcji niektórych osób, że mocno zarezonowało. Gdy wydałem "Popcorn", zadzwonił do mnie Marek – mega ziom z dzieciństwa, zresztą nie "ziom", a kilka lat starszy mentor – pierwszy na osiedlu robił Ollie na desce, więc to musiało imponować. Tak czy inaczej mówi "Chazio, ja ci nie będę ściemniał, ale ten "Popcorn" to ci nie wyszedł". Zrozumiałem, że pojawiło się oczekiwanie, że będę nagrywał już tylko normalne piosenki. Wcale nie tylko u Marka, ale on mi powiedział to, co wiele osób myślało. Inna rzecz, że kilka dni temu Marek znowu zadzwonił i mówi "Ty słuchałem z Natalią (córką) i ci powiem, że ten "Popcorn" daje radę". I wtedy zrozumiałem jeszcze jedną rzecz. Że przez najbliższe miesiące będę rozczarowywał ludzi. "Popcorn" to jabłko, które upadło daleko od "Pada śnieg". Niektórzy się z nim oswoili, ale kolejny singiel upadnie jeszcze dalej od dwóch poprzednich i to się będzie pogłębiać przy innych numerach. Taka będzie ta płyta. Jeśli ktoś spyta, czy wiem, co robię, to odpowiem – pojęcia nie mam. Każde marzenie się spełnia inaczej, ale zabawa jest świetna.

Lubisz łączyć gatunki, dzięki czemu nie jesteś jednowymiarowy. Co Ci to daje jako artyście?

Oj, to mi daje bardzo dużo. Wszystkiego nawet nie da się wymienić, więc pozwól, że skupię się na najważniejszym i może najmniej oczywistym – to mi daje bezpieczeństwo lub nawet artystyczny immunitet! Jestem raperem, który gra na gitarze albo gitarzystą, który rapuje. I tu nieskromnie przypomnę, co mówili o Paderewskim – najlepszy pianista wśród polityków i najlepszy polityk wśród pianistów. Myślę, że mogę śmiało powiedzieć o sobie podobnie. Jeśli znajdzie się kilku gitarzystów, którzy lepiej ode mnie rapują, to będzie ich naprawdę kilku. Gdybym jednak powiedział, że jestem najlepszym raperem w Polsce, to przy obecnej fascynacji tą muzyką, znalazło by się od razu trzydzieści sześć milionów raperów lepszych ode mnie i po kilku miesiącach dołączyłyby do nich kolejne trzy miliony, jak tylko nauczyłyby się mówić.

Kiedy możemy się spodziewać płyty i co się na niej znajdzie?

Trzymajcie kciuki, żebym w starych szpargałach znalazł schowany dawno dokument. Dostałem zaproszenie do wielkiej przygody, jeśli znajdę bilet (odpowiednią umowę), to premiera płyty będzie w czerwcu 2023 wsparta promocją i niejako ogrzana blaskiem wspaniałego wydarzenia, które się szykuje. Jeśli nie znajdę, to też w czerwcu 2023 roku, tylko trochę skromniej będzie na bankiecie.

Co do zawartości, to zakreślę to na dwóch osiach – ciężkości muzyki oraz jej wyrafinowania artystycznego. W zakresie ciężkości grania słucham rzeczy od "Dajcie mi gitarę" Akcentu do "All hail the grey down" Napalm Death. W zakresie wyrafinowania słucham rzeczy od grania na trójkącie po Sherzo h-moll Chopina. Układ współrzędnych przygotowany przez przecięcie tych dwóch prostopadłych osi wyznacza zawartość mojej nadchodzącej płyty.

Dziękuję za poświęcony mi czas.

Rozmawiała


Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat do rozmowy albo żebym przeczytała i zrecenzowała Twoją książkę? Skontaktuj się ze mną, pisząc maila na adres: sylwia.cegiela@gmail.com.

Dziękuję, że przeczytałaś/eś ten artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z kolejnymi nowościami wydawniczymi lub ciekawymi historiami, zapraszam do mojego serwisu ponownie!

Publikacja objęta jest prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie tylko i wyłącznie za zgodą Autorki niniejszego portalu.

Komentarze


Wyróżnione recenzje