Cześć!
Mam na imię Sylwia i witam Cię na stronie Kulturalne Rozmowy! Jeśli jesteś Wydawcą lub Autorem napiszę dla Ciebie autorską i analityczną recenzję książki albo przeprowadzę szczery, pogłębiony wywiad. Mogę też objąć patronatem Twoje literackie dzieło. Porozmawiamy zatem o literaturze. Znajdziesz tutaj, też pasjonujące historie zwyczajnych ludzi oraz wywiady z osobowościami z show-biznesu. Rozgość się!

Zainspiruję Cię do osiągania wyższych celów.
Sprawdź, jak robią to inni!
CZYTAJ WIĘCEJ

WSPÓŁPRACA

  • 1
    DLA WYDAWCÓW
    Przeprowadzę dla Ciebie szczery, wnikliwy wywiad i napiszę oryginalną, popartą analizą recenzję książki.
    SPRAWDŹ TUTAJ
  • 2
    DLA AUTORÓW
    Spojrzę na Twoją książkę okiem analityka i wysłucham Twojej historii.
    SPRAWDŹ TUTAJ
  • 3
    ART. SPONSOROWANY
    Napiszę o Twojej marce oraz o jej wartości, misji i wpływie na świat czy ludzi.
    SPRAWDŹ TUTAJ
  • 4
    MARKA OSOBISTA
    Opowiesz mi o historii Twojej marki, o jej celu oraz wpływie na klientów.
    SPRAWDŹ TUTAJ

[rozmowa o filmie] Rafał Zawierucha: Pokora zawsze pomaga mi w zrozumieniu, że wykonałem dobrą robotę

 

Rafał Zawierucha to aktor, którego chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Ma za sobą wiele ciekawych ról, a pewnie jeszcze więcej przed sobą. Jako jeden z nielicznych mógł zagrać w produkcji Quentina Tarantino "Once upon a time in Hollywood" u boku Leonardo DiCaprio i Brada Pitta. Wcielił się wtedy w postać innego wybitnego Polaka Romana Polańskiego. Obecnie obok komedii romantycznej, filmu historycznego zagrał również Patryka Vegę u Patryka Vegi w filmie pt. "Niewidzialna wojna" na podstawie wydarzeń z życia reżysera. Teraz opowiada o tej produkcji oraz szczerze o aktorstwie, wierze, skromności oraz pokorze tak potrzebnej w tym zawodzie. Zapraszam, będzie ciekawie.

Rafał Zawierucha "Niewidzialna wojna" wywiad

Do czego można przyrównać aktorstwo?

Rafał Zawierucha: Do wdrapywania się na budynek, ale bez zabezpieczeń. Do takiego wchodzenia na ten budynek, gdzie na każdym piętrze rozkładają pod nami poduszkę, na którą swobodnie możemy spaść. Wytwarza się adrenalina, ale chcemy wejść na ten dach, czyli dotrzeć do celu. Zawsze jednak możemy sobie wyobrazić, że nic pod nami nie ma, więc jeżeli coś nam nie wyjdzie, to bezpiecznie spadniemy na miękki grunt, czyli na tę poduszkę rozłożoną przez techników czy scenografów.

Aktorstwo porównałbym też do jazdy konnej, gdzie pragniemy tej wolności ekspresji, pokonywania przeszkód, przekraczania granic w naszym życiu. Nie wszystko jest zależne od nas, ponieważ ten koń, na którym jedziesz, decyduje, czy cię zrzucić czy nie, czy ufać, czy nie.

Aktorstwo to teamwork, czyli niesamowita praca zbiorowa, gdzie, mimo że ty świecisz twarzą na ekranie i potem jest ona oceniana przez ludzi, to trzeba pamiętać, że za tobą stoi sztab ludzi, z którymi na co dzień pracujesz przy filmie. To jest charakteryzacja, kostiumy, scenografia, inni aktorzy. To są też ludzie, którzy zarabiają na filmie na chleb, jednocześnie robiąc to z pasji.

Co bardziej pomaga, a co przeszkadza w wykonywaniu tego zawodu?

Bardzo pomaga profesjonalizm, czyli znajomość zadania, tekstu i świadomość tego, co robię. Wtedy jak wchodzę na plan, to wiem, czego oczekują ode mnie. Nie jestem zabsorbowany sytuacjami dziejącymi się dookoła mnie, ponieważ nie mam na nie żadnego wpływu. Skupiam się na pracy. Wyłączam się z wszelkiego rodzaju rozmów, szczególnie na tematy polityczne i inne niedotyczące filmu. To bardzo przeszkadza w pracy, ponieważ zajmuję sobie głowę zupełnie niepotrzebnymi rzeczami i się rozpraszam. Mam świadomość, że każdy obecny na planie poświęca swój czas na realizację filmu. Dlatego im bardziej się skoncentruję, tym to kino będzie lepsze.

Mnie w tym zawodzie niezwykle pomaga też tzw. higiena pracy, jakkolwiek to zabrzmi górnolotnie, czyli pozwalanie sobie na wszystko. Jeżeli bowiem reżyser daje możliwość naprawdę wejść w rolę, czy zrobić idiotyczne rzeczy, to trzeba z tego korzystać, ponieważ inaczej bardzo trudno jest wczuć się w charakter.

Mając na myśli "Niewidzialną wojnę", to jako człowiek zareagowałbym zupełnie inaczej, natomiast jako aktor musiałem spróbować bardzo głupich rzeczy, żeby zagrać w taki, a nie inny sposób. Nie da się być przygotowanym do roli bez prób i bez popełniania błędów. Przynajmniej ja nie umiem. Muszę próbować i popełniać błędy, żeby znaleźć charakter postaci. Daje to swobodę kreowania zupełnie innej postaci niż jesteśmy my sami.

Higiena pracy to też dla mnie jest codzienność, czyli powrót do domu, gdzie panuje spokój, radość, cisza. To też spacer po lesie albo czas na bieganie, jazdę na rowerze czy obejrzenie dobrego filmu. Uwielbiam również jeździć konno, ponieważ mnie to bardzo odstresowuje.

Pomaga określony czas na planie, czyli jeśli jest czas przerwy, to faktycznie ona następuje. Jeżeli widzę, że ludzie są zaangażowani w film, nad którym pracujemy. To bardzo ułatwia.

Jak bardzo trzeba lubić siebie, żeby zostać aktorem? Jaką trzeba wykonać pracę nad sobą?

Wydaje mi się, że zawsze trzeba lubić siebie, a nie tylko po to, żeby zostać aktorem. Trzeba siebie kochać jak bliźniego, o tym mówi przykazanie. Nie tylko w kontekście wiary, ale jest to prosta prawda. Jeżeli kochasz drugiego człowieka tak jak siebie, to możesz być wdzięczny i cieszyć się życiem. Jeżeli będę komuś zazdrościł i patrzył z zawiścią na drugiego człowieka, a tylko siebie kochał, to powstaje pewien zgrzyt. Jeśli będę się wywyższał, a innych będę traktował jak służących, to stanie się obłudne.

Jako aktor trzeba bardzo kochać siebie, ponieważ wprowadzamy się w setki różnych emocji i sytuacji, w których nie jesteśmy, nie będziemy i być może nigdy się nie znajdziemy w realnym życiu. Nieraz przecież mamy się upodlić albo zrobić z siebie wariata, ofiarę, kata. Nie da się tego robić bez "ogrzewania" siebie. Trzeba pielęgnować i kochać swoje wewnętrzne dziecko. Tego uczyliśmy się na studiach, czyli kochać dziecko, które mamy w sobie. Nie zapominajmy o nim, gdyż jest ono naiwne, wrażliwe, ma prawdziwe uczucia, w których jako aktor masz szansę co chwilę się zanurzać, czerpać z nich.

Rafał Zawierucha "Niewidzialna wojna" wywiad

Czy wykonując zawód aktorka lepiej być skromnym, czy pokornym?

Lepiej być pokornym. Oczywiście skromnym też trzeba być w kontekście nieobnoszenia się ze swoimi dobrami, ale nie można być skromnym w umiejętnościach, w rozmowie nad rolą. Nie wolno mówić w ten sposób: "ja się nie będę wtrącał w to, co tu robią, ponieważ jestem skromny, więc zrobię tylko to, co mi każą".

Czyli trzeba jasno wyrażać swoją opinię?

Tak, musisz dać jasno do zrozumienia, co w danym miejscu robię, co mam grać i czego ode mnie oczekują. Musimy wyzbyć się skromności, która nakazuje nam mówić: "nie będę się wywyższał". Jako człowiek powinniśmy się tak zachowywać, ale jeśli chodzi o pracę, to właśnie pokora jest najważniejsza, czyli znam swoje miejsce i wiem, że jestem tutaj aktorem, a nie reżyserem.

Natomiast jeśli mam pomysł, to go przedstawiam, ponieważ może się okazać, że stworzę coś, co jest dobre do tej sceny, sytuacji, w której aktorzy się znajdują, a na przykład to, co zostało zapisane, nie pasuje zupełnie do kontekstu.

Pokora zawsze pomaga mi w zrozumieniu, że wykonałem dobrą robotę, czyli tyle, co mogę na tym etapie. Mówię sobie: wszystko, co się udało stworzyć, jest twoje. Zostaw to, odłóż na półkę, podpisz, zapomnij i idź dalej. Zacznij dzień od nowa, jak każdego dnia od codziennych, porannych czynności. Wiadomo, że odczuwa się radość po zagranych rolach, filmach czy spektaklach, ale też smutek po tych nieudanych, ale na koniec dnia musisz wrócić do tej pokory i prawdy o sobie, żeby nie zwariować i się nie rozstroić. Czasem i to mi się zdarza, co też pomaga w zawodzie.

Jako aktor mogę sobie pozwolić na…

Na wszystko, co będę mógł zrobić w ramach granic, które sobie wyznaczam. Nawet jeśli sobie wyznaczam takie granice, a potem je przekraczam, to staje się to w ramach, których ja jako człowiek nie chciałbym nigdy przekraczać.

Gdzie w takim razie leżą te granice?

Zaczynają się podobnie jak w życiu prywatnym, osobistym, w którym mam pewne zasady czy wartości, którymi się kieruję. Jeśli chodzi o aktorstwo, to granice są naginane na potrzebę roli, danej sytuacji, ale tylko po to, żeby lepiej przedstawić historię mojej postaci. Na szczęście te granice mogą być przekroczone w wyobraźni, a nie w życiu realnym. Dla mnie jako aktora to właśnie jest ciekawsze, ponieważ mogę tworzyć postać, która przekracza te granice, ale ja jako Rafał Zawierucha tego nie zrobię. To się dzieje tylko w mojej wyobraźni.

Można to przyrównać do sytuacji, kiedy aktor ma zagrać żołnierza na wojnie. Nigdy nie uczestniczył w tej sytuacji, nie zabił drugiego człowieka, więc sobie to wszystko wyobraża. Wtedy rzeczywiście musi przekroczyć te granice, których jako człowiek nigdy by nie przekroczył.

Na co zwracasz uwagę, wybierając rolę?

Wybierając rolę, myślę, na ile ona jest bliska mnie, a w jakiem stopniu nauczę się jeszcze czegoś nowego. Chodzi o to, ile będę mógł włożyć "siebie" do roli, a na ile będę musiał ją stworzyć, żeby miała ona sens i była jak najbardziej realistyczna. Sprawdzam, w jakim stopniu mogę zmienić czy znaleźć w sobie nowe cechy, które potem mogę wykorzystać w pracy. Na takie role czekam.

Chciałbym na przykład być agentem specjalnym, seryjnym mordercą, psychopatą albo człowiekiem, który pilotuje samolot czy superbohaterem ratującym świat przed kosmitami. To są postaci, które we mnie drzemią, ale nie zostały jeszcze odkryte. Mówię tutaj o filmach typu "Milczenie owiec", "Hannibal" czy role Antoniego Hopkinsa albo Jacka Nicolsona w "Lśnieniu".

Czy w Twoim dorobku istnieje rola czy sytuacja, która nauczyła Cię najwięcej?

Najwięcej nauczył mnie pobyt w Hollywood i rola Romana Polańskiego, która jest wycinkiem filmu, ale to, w jaki sposób ona zawodowo nauczyła mnie odpowiedzialności, profesjonalizmu, dbania o rolę, o higienę pracy, o to, żeby być w odpowiednim momencie, czasie i miejscu. To mi dało najwięcej.

Z kim chciałbyś zagrać? Jakie jest Twoje filmowe marzenie?

Z Antonym Hopkinsem, Jackiem Nicolsonem, Robertem Więckiewiczem, Marcinem Dorocińskim, Dawidem Ogrodnikiem. To są na pewno postacie, które chciałbym znów spotkać.

Rafał Zawierucha "Niewidzialna wojna" wywiad

Czy w życiu prywatnym potrafisz się odciąć od aktualnie granej postaci?

To są właśnie wyzwania, których szukam w nowych rolach. Każda przygoda filmowa daje mi możliwość sięgnięcia po inne środki. Jeśli to jest biografia, jak to ma miejsce w przypadku "Niewidzialnej wojny", to jak najbardziej chcę być w tej postaci. Łączy się to często ze zmianą charakteryzacji. Jestem więc trochę kimś innym. To przybliża do tego, żeby jak najlepiej oddać charakter postaci. Lubię to bardzo.

Natomiast nie jestem aktorem totalnym. Mój życiorys zawodowy kształtuje się w kierunku aktora metodycznego. Lubię używać różnych metod do różnych filmów czy ról teatralnych. To wszystko zależy od tego, czy odgrywana postać żyje, czy jest fikcyjna, czy sobie ją wyobrażę i podeprę ją charakteryzacją. To są właśnie te metody dochodzenia do postaci. Zastanawiam się, co mi da dana metoda w kontekście wiarygodności postaci i jak dalece wejdę w postać, poznając ją czy jak sobie ją wyobrażę, gdy nie mam okazji się z nią spotkać. Interesuje mnie metoda wchodzenia w daną przestrzeń i poznawania realiów życia danego filmu. Zastanawiam się na przykład, jak stworzyć w sobie zimę w sierpniu bez użycia sztucznego śniegu. Może powinienem zanurzyć się w zimnej wodzie, czy wystarczy tylko użyć wyobraźni i pocierać sobie rękę. Chcę przeżyć i dotknąć jak najwięcej.

Co jest dla Ciebie jako aktora ważniejsze: teatr czy kino?

Biorąc pod uwagę doświadczenie aktorskie, najważniejszy jest teatr. Można to przyrównać do chodzenia nad przepaścią na cienkiej linie. Występuje adrenalina oraz ogromna radość ze spotkania na żywo, ale też ciągłego sprawdzania swoich umiejętności technicznych, sprawności fizycznej. Złapania wspólnego oddechu z widzami, tego pojednania z widownią w dziedzinie sztuki – to jest dla mnie niesamowicie ważne. Potem my jako aktorzy jesteśmy w stanie to profesjonalnie przenieść do kina.

Nawet jeśli uznamy, że kino jest wieczne – filmy odtwarzamy, natomiast teatr jest krótkotrwały, ponieważ sztukę gra się przecież przez jakiś czas, a potem już się do niej nie wraca?

Tak, ale my twórcy, aktorzy zapamiętamy tę sztukę. Będziemy pamiętać emocje. Nie zapomnimy o nich. Jutro, grając ten sam spektakl, odtworzymy te same emocje jeszcze inaczej. Niektóre rzeczy poprawimy, niektóre złagodzimy. To jest żywy organizm, a filmu już nie zmienimy.

Jakie cechy wyróżniają dobrego aktora we współczesnym kinie?

Profesjonalizm, gotowość do działania, pracowitość, ale też świadomość, kim się jest i gdzie się jest. Odwaga w marzeniach. Ta cecha powinna przyświecać nam, aktorom, zawsze. Świadomość, dokąd się idzie albo co się tworzy. Mówienie sobie: nie bój się być, nie bój się żyć, przestań się bać. Ja się często boję nowej roli, tworzenia nowej postaci. Obawiam się, co ktoś powie albo że czemuś nie dorównam. Potem jednak sobie mówię: ale czego tu się bać, przecież nikt nie umrze od tego. Najwyżej powiedzą: o Jezu, jak źle zagrał. Nie jestem chirurgiem, który robi operację na otwartym sercu, który nie może się bać, bo mu się będą ręce trzęsły.

Mniejsze obciążenie jest w przypadku aktorstwa niż lekarza.

Tak, ale my za to walczymy o coś innego.

Czyli o co?

O metafizykę u ludzi. O spotkanie się z czymś innym niż świat, który nas otacza, o ducha, o wrażliwość, o emocje. O to walczymy, aby ludzie uwolnili to w sobie i żeby wiedzieli, że to wszystko, co wymieniłem, jest potrzebne. Te rozmowy po obejrzeniu filmu, czyli czego dotykał albo czy był zły, albo dobry, powoduje sztuka, której największą wartością jest właśnie rozmawianie ze sobą. Wtedy się spieramy ze sobą, dyskutujemy na argumenty.

Każdy z nas, artystów, stara się jak najlepiej wykonać swoją robotę, ale też każdy ma świadomość, że mógłby być w zupełnie innym miejscu. Musimy wiedzieć, że na nasze miejsce jest stu innych. To też gruntuje w tym zawodzie.

Nikogo nie obchodzi, jaki dziś miałeś dzień, zły czy dobry. Możesz się oczywiście komuś zwierzyć po przyjacielsku, ale żeby od razu zatruwać tym głowę innych… opowiadać im, jak masz źle w życiu. Jak tak jest, to zmień coś. Mamy oczywiście swobodę życia, ale trzeba też szanować drugiego człowieka. Nikt nie chce się zatruwać jakimś złem, negatywnym podejściem do życia, otoczenia, ale niestety czasami sami dajemy się wpuścić w pułapkę. Robimy sobie jednak takie rzeczy. Opowiadamy sobie, jak jest źle na świecie, czy jak jest drogo. Zło zawsze było, ale jak ty coś komuś wyślesz, to pamiętaj, że dostaniesz to z powrotem. Jeżeli cokolwiek zasiejesz, to samo zbierzesz. Dlaczego więc mam wyzywać kogoś, kto mnie wyzwał? Chciał to zrobić i zrobił. Wtedy życzę takiej osobie dobrego dnia i już.

Właśnie miałam okazję przeczytać komentarze niektórych widzów dotyczących "Niewidzialnej wojny" i jestem pod wrażeniem. Nie wiem, czy bym umiała zareagować tak jak Ty.

Pobyt w Hollywood dał mi taką siłę wewnętrzną i świadomość tego, że trzeba zawsze być profesjonalistą. Byłbym więc w niezgodzie ze sobą, gdybym zaczął kogoś wyzywać przez to, co mi negatywnego powiedział. Nie potrafiłbym bronić czy oskarżać kogoś za coś. To nie jest ten case. Nie lubię zniżać się do czyjegoś poziomu, choć to dalej poziom (śmiech).

Rafał Zawierucha "Niewidzialna wojna" wywiad

A jakim aktorem jest Rafał Zawierucha?

Obecnie jako aktor jestem zadowolony z tego, co zrobiłem. Zawsze wkładam w każdą rolę 100% swoich możliwości, jakimi dysponuję w danym momencie.

W jednym z wywiadów powiedziałeś, że dla aktorstwa zrobiłbyś prawie wszystko. Czego byś w takim razie nie zrobił dla tego zawodu? Jakiej roli byś nie zagrał?

Myślę, że nie chciałbym w aktorstwie poświęcać życia swojego i najbliższych. Nie chciałbym stracić całego swojego życia na wykonywanie tego zawodu. Kocham aktorstwo, ale dla pewnych momentów nie warto poświęcać życia dla tej profesji. Wręcz przeciwnie, trzeba właśnie z nich skorzystać, żeby kiedyś jeszcze pełniej i bardziej wielowymiarowo stworzyć rolę, którą się akurat dostanie lub która jeszcze przede mną.

A jeśli chodzi o role, których nigdy bym nie zagrał, to jest mi trudno wytypować, ponieważ film to jest takie trochę oszustwo, więc tak jak powiedziałem wcześniej, nie muszę czegoś doświadczyć fizycznie, żeby móc to potem zagrać.

Zbigniew Zapasiewicz na przykład miał taką zasadę, że nigdy w życiu nie zapalił papierosa w filmie. Zawsze więc scena była tak montowana, że bierze papierosa, a potem strzepuje popiół. Co ciekawe, w życiu prywatnym palił. To jest właśnie magia kina.

Jako aktor mogę więc powiedzieć, że cokolwiek gram, zawsze robię to na 100%, ponieważ lubię być przygotowanym do danej roli. Jeżeli natomiast byłbym nieprzygotowany do danej roli, to bym jej nie zagrał.

W życiu najbardziej cenię sobie…

Miłość. Po prostu miłość, z której wypływa wszystko. To ona robi rzeczy niezwykłe i niesamowite. To jest miłość zarówno w życiu prywatnym, jak i w zawodzie. Jak już ustaliliśmy, trzeba kochać siebie, ale też tych, z którymi pracujemy. Ciężko jest, kiedy dajesz komuś miłość, a ten jej nie bierze. Wtedy to jest trudne, ale mam również świadomość, że nie każdy musi lubić każdego. Nie jesteś zupą pomidorową, żeby wszystkim smakować.

Czego aktorstwo uczy człowieka o nim samym?

Chyba uczy wytrwałości w niektórych sytuacjach, w których normalnie człowiek mógłby nie przetrwać. Robienie czegoś z pasji, czyli w moim przypadku to jest gra, powoduje, że mogę przenosić góry. Będąc po 12 godzinach pracy na planie, mam jeszcze tyle energii w sobie, taką adrenalinę, że mogę jeszcze więcej, chcę iść dalej.

Aktorstwo uczy też pokory w życiu, ponieważ im dalej jesteśmy, tym więcej ludzi na nas patrzy i tym więcej mamy wrogów. To się dzieje z różnych przyczyn. Ktoś nam zazdrości, ktoś nas nie lubi z jakiegoś powodu, ktoś chce komuś zaimponować i udowodnić, że jest od nas lepszy. Normalny człowiek by się o to obraził, zdenerwował. Aktorstwo uczy więc dystansu do tego wszystkiego, spokoju w wypowiedzi, rozwagi, dyplomacji. Uczy też odwagi na brak zgody na cudzą krzywdę, ale w sposób mądry. Jak jest potrzeba, to po prostu idę i pomagam, a nie wołam o pomoc naokoło. Nie potrzebuję wtedy rozgłosu.

Co robisz, gdy nikt nie patrzy?

Rozmawiam ze sobą. Myślę ze sobą. Te rozmowy dotyczą tego, ile jeszcze mogę dać komuś radości, jak mogę pracować nad sobą, żeby w niektórych sytuacjach reagować inaczej. To są niezwykle szczere dialogi wewnętrzne, a nawet ze Stwórcą. Pytam wtedy: po co ja tu jestem, co mam jeszcze zrobić albo czego nie robić. Zadaję sobie nieraz bardzo ciekawe pytania, a odpowiedzi bywają jeszcze ciekawsze.

Rafał Zawierucha "Niewidzialna wojna" wywiad

Aktor w Twoim przekonaniu jest misjonarzem czy rzemieślnikiem?

Długo by dyskutować na ten temat. Aktorstwo wydaje mi się być połączeniem tych dwóch rzeczy. Nie da się żyć tylko misyjnością czy będąc jedynie rzemieślnikiem. Trzeba mieć w sobie tę wyjątkowość.

Michał Anioł był genialnym twórcą i rzemieślnikiem, natomiast musiał mieć coś więcej, żeby wybić się ponad wszystkich innych genialnych. Picasso też był genialnym rzemieślnikiem, natomiast żeby być tym, kim jest teraz, musiał przejść o wiele dłuższą drogę sam ze sobą, żeby stworzyć kubizm, czyli coś, w co wepchała go wyobraźnia. Dzięki temu odważył się iść w zupełnie innym kierunku niż przeciętny malarz.

Dla mnie osobiście aktorstwo jest zawodem jak każdy inny i jak w każdym innym zawodzie, trzeba być mocniej dotkniętym. Trzeba uwierzyć i dać sobie swobodę na powiedzenie innym ludziom coś więcej poprzez to, co się robi. Mogę im powiedzieć więcej, ale nie uczę, jak żyć, ponieważ ludzie nie lubią, jak się im mówi takie rzeczy. Mogę im za to powiedzieć, jakie konsekwencje niesie życie, czyli wskazać im wybór. Tak samo, kiedy masz wybór, co powiedzieć na temat danego dzieła sztuki. To jest piękne.

Od czego zaczynasz pracę nad rolą: od słowa czy emocji?

Zaczynam od scenariusza, który jest dla mnie podstawą. Słowo jest dla mnie bazą, ponieważ opisuje historię, sytuację, które mogę sobie wyobrazić. Jeśli do tego dołączy reżyser przybliżający mi cały kontekst, to sprawa jest łatwa. Wtedy mogę wgryzać się w zakamarki niedostępne zwykłym śmiertelnikom. Dla mnie jako aktora najważniejsze jest to, co zapisano w scenariuszu o postaci i jej motywacji, charakterze. To dopiero początek pracy nad rolą. Potem to jest weryfikowane z reżyserem oraz otoczeniem, które buduje ten filmowy świat.

Wykorzystujemy do tego różne możliwości, narzędzia, metody. Opieram się też na własnych doświadczeniach przeze mnie przeżytych, które mogę włączyć do danej roli. Jeśli jednak czegoś nie przeżyłem, pracuję wyobraźnią. Puszczam wodze fantazji i wędruję bez zatrzymywania się, mówiąc sobie, co by było, gdyby… czy jak dana sytuacja mogłaby wyglądać. Zastanawiam się, co mam zrobić, aby wszyscy myśleli, że moja postać właśnie to ma na myśli, a z drugiej strony, żeby to było coś nieoczywistego.

W pracy jesteś raczej odtwórcą czy kreatorem? Jak często zdarza Ci się improwizować i nie mówić tekstem zapisanym w scenariuszu?

Ciekawe pytanie. Nie wszyscy reżyserzy na to pozwalają, ale lubię sytuacje, kiedy razem z innymi aktorami wymyślamy sceny i dialogi, czyli to, co się może zdarzyć. Lubię odnajdywać w tym swobodę pracy. Oczywiście, jeżeli scenariusz jest dobrze napisany i nie można zmienić niczego tak, jak ma to miejsce u pana Marka Koterskiego, z którym nigdy nie pracowałem, ale bardzo bym chciał, to wtedy jest to ogromne wyzwanie dla aktora, żeby nic nie zmienić. Trzeba wtedy wykonać pracę nad rolą, ponieważ tam już jest zachowany rytm, a wszystko jest przemyślane i sprawdzone.

Niestety czasem trafiają się scenariusze, gdzie tak nie jest, ponieważ na przykład zmieniają się okoliczności, przy których pracujemy. Mówiąc wprost, w serialu jest zapisane, że mamy scenę z kozą, która nagle się rozchorowała i przywieźli krowę. (śmiech) To wydaje się śmieszne, ale takie sytuacje się zdarzają. Albo jesteśmy w domu, gdzie mamy rozmawiać na przykład o pięknych oknach, a okazuje się, że te okna są brzydkie. Teraz naszym zadaniem jest wymyślenie dialogu oraz sceny. To są takie sytuacje, które uwielbiam. Absolutnie nie traktuję ich jako problem, tylko wręcz przeciwnie, jako coś, co da nam świeżość w produkcji. Tak było przy pracy nad serialem "Domek na szczęście", który będzie miał swoją premierę już niedługo. To była ogromnie przyjemna praca, ponieważ tam co chwilę musieliśmy coś zmieniać, dodawać albo ucinać. To wszystko było "żywe" i dzięki temu naturalne. Zdarza mi się więc improwizować, żeby jeszcze bardziej zrozumieć bohatera, którego gram. Lubię sobie dodawać czy posprawdzać swoje słowa dla głębszego zrozumienia roli.

Jak to się stało, że akurat Ty grasz rolę Patryka Vegi? Co o tym zdecydowało?

O to, co zdecydowało, trzeba by zapytać samego Patryka. A jeśli chodzi o wybór aktora, to nie było oczywiste, ponieważ postać jest zupełnym przeciwieństwem mnie. Nie jestem łysy i wytatuowany. Nie jestem też tak oszczędny w okazywaniu uczuć i emocji. Te aspekty zaważyły na decyzji, że wezmę tę rolę. Jest ona zupełnie inna niż te, które odgrywałem do tej pory. Nie brałem udziału w żadnym castingu. Zostałem wybrany.

Rafał Zawierucha "Niewidzialna wojna" wywiad

Jak wyglądało Wasze pierwsze spotkanie i od czego zaczęliście pracę nad postacią?

To było ciekawe spotkanie, rozmowa. Zadawaliśmy sobie pytania, ponieważ uznałem, że jestem tutaj, żeby poznać człowieka, a on chce poznać mnie. Nie zasłaniałem się więc niczym, żeby dostać tę rolę. To było spotkanie dwóch ludzi, którzy lubią kino, życie i mają problemy lub radości jak wszyscy. Poprosiłem też o kolejne spotkania, ponieważ chciałem się mocno przyjrzeć Patrykowi, aby zgrać tę rolę jak najlepiej.

Czy nad rolą pracowaliście wspólnie z reżyserem, czy jednak miałeś wolną rękę?

Miałem oczywiście wolną rękę, ale sam scenariusz miał w sobie tyle prawdy o postaci, że nie byłem bardzo obok pierwowzoru. Zachowałem też swoją prawdę aktorską i wewnętrzne uzasadnienie, dlaczego ten bohater reaguje tak, a nie inaczej.

Po co się tworzy takie biografie? Dla kogo? Dla siebie dla widzów czy po to, żeby się zapisać na kartach historii?

Film zawsze robi się dla widza. Po to, żeby zobaczył on w fabule swoje podejście do różnych sytuacji, swoje zmagania się, radości, smutki. Żeby miał świadomość, że nie jest sam. Żeby wiedział, że kino go nie zostawia. I nawet jak coś jest opowiedziane w sposób prosty, zwyczajny, bez metafor czy metafizyki, to nawet tam toczy się historia człowieka, która może mieć miejsce w każdym momencie naszego życia. Po to właśnie robi się kino.

Jakiego Patryka Vegę poznamy, oglądając "Niewidzialną wojnę"?

To będzie zupełnie inny Patryk niż ten, którego znaliśmy do tej pory. Poznamy człowieka bardzo przeżywającego świat oraz jego drogę wychodzenia z ciemności do jasności i odwrotnie. Ale też Patryka, który w charakterystyczny dla siebie sposób mówi, kim chce być, czyli że chce być numerem 1. Vega wie, czego chce. Ten Patryk jest nawet trochę samolubny, wielbiący siebie. Jednak to uwielbienie siebie czy kult siebie w odniesieniach do boskiej obecności w życiu, ma jakiś sens.

Odniosłam w pewnym momencie wrażenie, że w tym filmie jest za dużo Vegi w Vedze. Nie dość, że to biografia, którą sam wymyślił, to jeszcze ją reżyseruje. Czy to ma czemuś służyć? Wytłumaczył się jakoś?

Nie. On po prostu przeżył te wszystkie sytuacje i chciał o tym opowiedzieć światu.

Niektórzy mają problem z interpretacją tytułu, uznają nawet, że nie pasuje on do filmu. Jak mamy go rozumieć?

Dla mnie jest to przechodzenie właśnie z komnat ciemnych do jasnych, ale też odwrotnie. To jest walka, która odbywa się w człowieku, o jego duszę, przyszłość, życie, najbliższych. Pytanie, kim on jest obecnie i kim będzie. Wreszcie zadaje pytanie: komu zawdzięcza to bycie, sobie, pieniądzom, Bogu, przeznaczeniu, naturze. My jako ludzie boimy się zadawać sobie takie pytania. Ta "Niewidzialna wojna" jest więc też takim pytaniem. Każe się zastanawiać, kto z kim walczy.

W filmie dość ciekawie została przedstawiona relacja Patryka z jego matką. Jakbyś określił tę matczyną miłość?

Pełna, bezgraniczna. Każda matka chyba kocha swoje dziecko bez względu na to, co przeskrobie. Mnie prywatnie zabrakło w tej relacji wzoru matki. Wiemy też, że w życiu Patryka nie ma ojca. Nie jest więc jasne, skąd bohater czerpie wzorce. Prawdopodobnie wypływały one z kina, z czasów, kiedy dziadek zabierał go na seanse filmowe.

Trochę, powiem szczerze, dziwiła mnie ta bezkrytyczna miłość matki szczególnie, kiedy powiedział, że będzie seryjnym mordercą czy przyniósł do domu "brudne" pieniądze.

Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że to był fakt, to trzeba się zastanowić, ile tak naprawdę tych pieniędzy nielegalnych krąży w świecie. Jest to więc dowód na to, że często mamy styczność z jakimiś "brudnymi" rzeczami i je przyswajamy. Tak już jest. Teraz jest wielka afera w jednej ze stacji telewizyjnych, o której przez lata nikt nie mówił. Nagle temat wypłynął. Na takie sytuacje czasem też przystajemy, przyzwalamy wręcz, żeby się działy w naszym otoczeniu. Boimy się, że stracimy pracę i nie będziemy mieli co włożyć do garnka. Zastanawiamy się wtedy, co jest w tym wszystkim ważniejsze: człowiek czy pieniądze.

Dość ważnym tematem w filmie jest również wiara. W co wierzy Rafał Zawierucha?

Osobiście reprezentuję inne wzorce, jeśli chodzi o wiarę niż bohater filmu. Nie miałem tak trudnego dzieciństwa. Miałem oboje rodziców i dziadków oraz babcie, czyli ludzi, którzy nas kochali, wychowywali, przestrzegali przed złem. Nagradzali za dobro. To jest właśnie ten Bóg, który za dobro wynagradza, a za zło karze. To jest dla mnie oczywiste. Często lubimy mówić, że Bóg nie każe, ale za przewinienie kara zawsze musi być.

Na przykład, jeśli nie jesteśmy dobrzy dla kogoś, to ponosimy konsekwencje, ponieważ ten ktoś się do nas nie odzywa. Trzeba więc tę osobę przeprosić, wyjaśnić. Tak ja podchodzę do kwestii wiary.

Z drugiej strony wierzę też w to, że można naprawdę wiele osiągnąć, postępując według zasad. Miejmy świadomość, że na tej drodze będziemy się potykać, ale ktoś nad nami czuwa. W swoim życiu doświadczyłem tego wiele razy. Dlatego w tej swojej wierze jestem pokorny, a nie pretensjonalny. Nie powiem czegoś w stylu: „no i co Panie Boże, ja mogę wszystko”.

Nie będę jak Kordian rozmawiający z Bogiem i mówiący Mu, że to on będzie największy. Relacje z Bogiem buduję wewnątrz siebie. Na pewno, jeśli jesteśmy dla siebie dobrzy, jeżeli się szanujemy, darzymy siebie i innych miłością, to jest właśnie wiara.

Rafał Zawierucha "Niewidzialna wojna" wywiad

Patryk Vega uważa się za jednostkę wybitną, jak już wspomniałeś i tak też wynika z filmu. Na czym więc polega fenomen reżysera? Czy w ogóle można mówić w jego przypadku o fenomenie?

Na pewno w swoich filmach dotyka tematów znanych ludziom. Opowiada o takich emocjach, które przeżywamy, które są na czasie. „Niewidzialna wojna” jest innym filmem Patryka Vegi, niż zrobił do tej pory. On nie bierze na warsztat tego, co jest teraz modne. Bardziej w tym filmie pokazuje pewnego rodzaju przeistoczenie, walkę człowieka, konsekwencje wyborów i co za tym idzie, wszystkie zachodzące w nim zmiany.

O fenomenie mówimy zawsze, kiedy zrobimy coś wspaniałego, wyjątkowego i pięknego. Natomiast w tym kontekście chodzi o obserwację otoczenia. Film jest zwyczajny, bez zbędnych znaczeń czy bez filmowej fikcji.

Teraz w kinach będzie sporo premier z Twoim udziałem. Gdzie więc można Cię zobaczyć?

To jest bardzo intensywny czas, z czego bardzo się cieszę. Mam za sobą pracę z niezwykłymi ludźmi, która trwała przez trzy lata. Pandemia wiele premier przyhamowała, więc one dopiero teraz tak naprawdę mogą być pokazane. Jesień to jest bardzo dobry czas na kino, na premiery w ogóle.

Szczęśliwie dla mnie się złożyło, że każdy z tych filmów jest zupełnie inny. W każdym z nich gram odmienne charaktery, co też mnie niesamowicie rozwija i pokazało, że po Hollywood moja kariera idzie w dobrym kierunku. Mogę grać zupełnie innych ludzi, rozwijać siebie, a dzięki temu, mam nadzieję, że widz będzie się dobrze bawił.

"Miłość na pierwszą stronę", gdzie gram fotografa-paparazzo uganiającego się za głównymi bohaterami i jeszcze na tym zarabiając, jest zupełnie inną postacią niż mój bohater z "Gorzko, gorzko" czy z "Orła" – filmu wojennego o okręcie podwodnym, czyli wręcz majestatycznym kinie, niesamowitym ze względu na dźwięk.

Zapraszam widzów do kina, do tej dużej sali z ogromnym ekranem, gdzie naprawdę możemy się odciąć od rzeczywistości. Nie włączymy sobie przecież pauzy i nie wyjdziemy podczas seansu po coś do jedzenia. Nie mamy możliwości obejrzenia sobie innego filmu na przewijaniu w innym pokoju. Zapraszam, abyśmy wspólnie doświadczyli tych historii, spotykali się z widzami i po prostu kochali kino. A ja dokładam wszelkich starań, żeby szanować widza i dostarczać mu jak najlepszej rozrywki i zrobić, co w mojej mocy, żeby się wspólnie dobrze bawić.

Bardzo dziękuję za poświęcony mi czas i życzę powodzenia w realizowaniu kolejnych celów zawodowych.

Rozmawiała 


Zapraszam również do przeczytania innego wywiadu z aktorem. (kliknij w zdjęcie)

Rafał Zawierucha wywiad

Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat do rozmowy albo żebym przeczytała i zrecenzowała Twoją książkę? Skontaktuj się ze mną, pisząc maila na adres: sylwia.cegiela@gmail.com.

Dziękuję, że przeczytałaś/eś ten artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z kolejnymi nowościami wydawniczymi lub ciekawymi historiami, zapraszam do mojego serwisu ponownie!

Publikacja objęta jest prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie tylko i wyłącznie za zgodą Autorki niniejszego portalu.