[recenzja książki] Ewelina Ślotała: Mężczyźni Konstancina
Ewelina Ślotała zostawiła po sobie książkę, która z całą mocą zasługuje na miano literackiego testamentu. "Mężczyźni Konstancina" to brutalna wiwisekcja świata pozorów, władzy, pieniędzy i przemocy – i to nie przemocy symbolicznej, ale tej najbardziej dosłownej, cielesnej, psychicznej i systemowej. To niemy krzyk, wołanie o uwagę, przestroga i jednocześnie akt odwagi, który w kontekście nagłej śmierci autorki nabiera szczególnego, niemal złowrogiego znaczenia.
Od pierwszych stron tej książki czytelnikowi towarzyszy narastające poczucie niepokoju. Nie tylko dlatego, że bohaterowie – realnie istniejący, choć ukryci za inicjałami – przypominają rekiny z luksusowych przedmieść, ale dlatego, że każdy z ich występków pozostaje bez realnych konsekwencji. Ewelina Ślotała w "Mężczyznach Konstancina" nie pisze literatury obyczajowej. Pisze akt oskarżenia. Brutalny, pozbawiony złudzeń i szczery aż do bólu.
Ślotała bierze na warsztat mężczyzn, którzy w codziennych rozmowach byliby określani jako "wpływowi", "ustawieni", "z dobrego domu". Ale pod warstwą dobrze skrojonych garniturów, marek luksusowych zegarków i sieci powiązań gospodarczo-polityczno-przestępczych kryje się coś, co powinno być nazwane po imieniu: przemoc, deprawacja, gwałt, narkomania, wykorzystywanie. I to wszystko osadzone w realiach podwarszawskiego Konstancina – miejsca, które miało być symbolem prestiżu, a staje się metaforą systemowej zgnilizny.
W tym kontekście Konstancin – to nie tylko miejscowość pod Warszawą, ale metafora zamkniętego świata polskiej elity, której członkowie grają według własnych reguł. Ślotała otwiera drzwi do tego świata bez pukania. Jej bohaterowie to mężczyźni wychowani na liderów – z drogimi zegarkami, rozległymi koneksjami i kompletnym brakiem moralnego kompasu. To samce alfa, którzy uczyli się od najmłodszych lat, że świat należy do nich – i że nie ma takiej granicy, której nie da się przekroczyć, jeśli odpowiednio ją się przesunie pieniędzmi, wpływami lub szantażem.
"Mężczyźni Konstancina" nie są odosobnionym przypadkiem – to głos wszystkich niemych świadków opisanych tu wydarzeń o nadużyciach władzy i uprzywilejowania. Książka wpisuje się w nurt demaskowania patologii, które do tej pory były ukrywane pod hasłem "to sprawy prywatne" lub "tak działa wielki biznes". Jej wydźwięk rezonuje z ruchem #MeToo, ale również z coraz odważniejszymi głosami kobiet w Polsce, które przestają milczeć.
To nie tylko opowieść o przemocy fizycznej i psychicznej – to także analiza strukturalna. Ślotała pokazuje, że przyzwolenie społeczne, bierność instytucji oraz kult męskości opartej na dominacji i sukcesie tworzą idealne warunki do rozwoju patologii. Przestępstwo nie jest wyjątkiem – jest elementem systemu. Mężczyźni Konstancina są jego produktem, nie anomalią.
Autorka opisuje ich z chirurgiczną precyzją: uzależnionych od adrenaliny, kontrolujących nie tylko firmy, ale i kobiety, dzieci, a nierzadko także wymiar sprawiedliwości. Niezwykłą wartością książki jest to, że nie przedstawia tych ludzi jako anonimowych figur – Ślotała, korzystając ze swojego dziennikarskiego warsztatu i kontaktów, rekonstruuje mechanizmy funkcjonowania tej elity, pokazując, jak głęboko sięgają jej wpływy: od salonów po szemrane podziemie, od PR-owców po adwokatów, od polityki po celebryckie ścianki.
Jednym z najmocniejszych wątków książki jest demaskacja mechanizmów tuszowania przemocy domowej. Ślotała stawia pytania, które zbyt rzadko padają w debacie publicznej: Kto pomaga oprawcom? Kto ich kryje? Kto milczy? I pokazuje, że wina nie kończy się na sprawcy – to całe otoczenie społeczne, które go wspiera, chroni lub ignoruje sygnały, staje się współodpowiedzialne.
Autorka portretuje nie tylko samych mężczyzn, ale również kobiety – partnerki, żony, kochanki – które z różnych powodów godzą się na przemoc lub ją przetrzymują. Czasem z lęku, czasem z powodu zależności finansowej, a czasem dlatego, że system nie daje im żadnego realnego wsparcia. Ślotała nie ocenia, ale słucha i dokumentuje. Daje głos tym, które zwykle są uciszane.
Siła tej książki tkwi także w pozycji autorki. Ewelina Ślotała nie była dziennikarką z zewnątrz, patrzącą przez okno na obcy świat. Była częścią elit, znała ludzi z pierwszych stron gazet, obracała się w tym samym środowisku. Jej wiedza wynika nie z przypuszczeń, lecz z obserwacji i rozmów z ofiarami oraz świadkami. To czyni jej relację boleśnie wiarygodną i osobistą.
Ta książka jest nie tylko śledztwem dziennikarskim, ale i rodzajem rozrachunku z miejscem, z którego się wywodziła. Autorka – świadoma ryzyka – zdecydowała się mówić otwarcie o sprawach, które przez lata zamiatano pod dywan. Ujawnia schematy tuszowania przestępstw, powiązania z politykami, cynizm wymiaru sprawiedliwości. W jej pisaniu nie ma taniej sensacji – jest potrzeba prawdy i odwagi.
Styl Ślotały jest zatem bezkompromisowy – szczery, dynamiczny, ironiczny, nierzadko emocjonalny, ale zawsze podporządkowany prawdzie. Nie bawi się w eufemizmy, nie maskuje drastycznych treści. Jednocześnie nie popada w tanią sensację. Każdy opis, nawet najbardziej szokujący, ma uzasadnienie i cel – ukazanie szerszego kontekstu społecznego, kulturowego i psychologicznego.
Autorka korzysta z formy reportażu, łącząc relacje świadków, elementy analizy socjologicznej i narracyjną płynność. To książka, którą trudno się "czyta" – ją się raczej przeżywa, czasem z przerażeniem, czasem z gniewem, czasem z niemym współczuciem.
Nie sposób pominąć okoliczności wydania tej książki. Ewelina Ślotała zmarła nagle, tuż po ukończeniu maszynopisu, który oddała matce. To tragiczne zakończenie dodaje książce wymiaru symbolicznego. Czy miała świadomość zagrożeń? Czy przeczuwała, że odkrywanie kart niesie ze sobą cenę, jakiej nikt nie powinien płacić?
Oczywiście, nie sposób uciekać w spekulacje. Ale śmierć Ślotały – w kontekście tematyki książki – skłania do refleksji o tym, jaką cenę ponoszą osoby ujawniające niewygodną prawdę. To także pytanie o nas jako społeczeństwo: czy jesteśmy gotowi słuchać takich głosów, czy je ignorujemy, dopóki tragedia nie stanie się faktem?
Śmierć Eweliny Ślotały nadaje tej historii dramatyczny wymiar. Z perspektywy czytelnika, "Mężczyźni Konstancina" stają się nie tylko świadectwem, ale również ostatnim głosem kobiety, która nie bała się mówić. Można odczytać tę publikację jako rodzaj testamentu – aktu odwagi wobec świata, który zbyt długo udaje, że wszystko jest w porządku, że elity wiedzą, co robią, że milczenie jest złotem.
To również opowieść o systemowym przyzwoleniu na przemoc, które działa z całą siłą wtedy, gdy przestajemy patrzeć, słuchać i reagować.
Choć tytuł mówi o mężczyznach Konstancina, to tak naprawdę Ślotała pisze o mechanizmach uniwersalnych: o uprzywilejowaniu, męskiej dominacji, strukturze władzy opartej na przemocy. Konstancin jest tylko miejscem – może równie dobrze być dzielnicą w jakimś mieście, osiedlem w Krakowie, klubem golfowym pod Poznaniem. To książka o wszystkich miejscach, gdzie pieniądz i wpływy są ważniejsze niż człowiek.
"Mężczyźni Konstancina" to wstrząsająca, wielowarstwowa i bardzo potrzebna książka. To opowieść nie tylko o mężczyznach, ale też o systemie, który pozwala im bezkarnie działać. Ewelina Ślotała nie napisała jej po to, by szokować. Napisała ją po to, byśmy przestali odwracać wzrok.
Bez wątpienia ta opowieść powinna trafić nie tylko do księgarni, ale i do bibliotek szkół policyjnych, wydziałów prawa, organizacji pomocowych. To książka z ogromnym potencjałem edukacyjnym – uczy rozpoznawania schematów przemocy, pokazuje mechanizmy manipulacji i ujawnia, jak bezsilne bywają ofiary wobec systemu.
Co więcej – to również historia, która może uruchomić dyskusję o elitach, o tym, komu pozwalamy więcej, i dlaczego. Ślotała nie moralizuje. Ona ujawnia. A my – jako społeczeństwo – musimy odpowiedzieć sobie na pytanie: co zrobimy z tą wiedzą?
To nie jest lektura dla ludzi szukających rozrywki, lecz dla tych, którzy mają odwagę spojrzeć prawdzie w oczy – i zadać sobie pytanie: co ja mogę z tym zrobić?
Recenzowała

Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat do rozmowy albo żebym przeczytała i zrecenzowała Twoją książkę? Skontaktuj się ze mną, pisząc maila na adres: sylwia.cegiela@gmail.com.
Dziękuję, że przeczytałaś/eś ten artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z kolejnymi nowościami wydawniczymi lub ciekawymi historiami, zapraszam do mojego serwisu ponownie!
Publikacja objęta jest prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie tylko i wyłącznie za zgodą Autorki niniejszego portalu.
Komentarze
Prześlij komentarz