[recenzja książki] Witold Horwath: Seans
Witold Horwath, autor szerzej znany dzięki takim tytułom jak "Lisica", "Dziewczyna z Konstancina", "Policjantka i romantyk", w wydanej w 2003 roku powieści "Seans" oddaje w ręce czytelnika historię osobistą, intymną, pulsującą bólem, tęsknotą i obsesją. To książka niełatwa, nieprzyswajalna w pośpiechu, oparta na strukturze narracyjnej, która przywodzi na myśl dzieła Alberta Camusa – oszczędne w formie, ale gęste w treści. To "egzystencjalistyczna szkoła uczuć", jak trafnie określają ją czytelnicy, spleciona z losami PRL-owskiej Polski i jednostkowym dramatem duchowym.
Tytuł książki budzi natychmiastowe skojarzenia z czymś nadprzyrodzonym – może seans spirytystyczny a może terapia psychologiczna? Czytelnik spodziewa się kontaktu z duchami, być może mistycyzmu albo spotkania ze swoim wewnętrznym "ja". Nic z tych rzeczy nie znajduje się na kartach powieści w sensie dosłownym. Seans, o którym mówi Horwath, to coś znacznie bardziej niepokojącego i psychologicznie subtelniejszego – to rytuał uzależnienia od własnych wspomnień, emocji i złudzeń. To trwanie w stanie zawieszenia między teraźniejszością a przeszłością, między rzeczywistością a projekcją umysłu.
Z pozoru tytuł może więc wprowadzać czytelnika w błąd. Jednak im głębiej wchodzimy w narrację, tym bardziej okazuje się, że odnosi się on nie do świata nadprzyrodzonego, lecz do psychologicznego "seansu" wewnętrznego. To seans pamięci, powracających obrazów, emocji, które bohater przeżywa w oderwaniu od rzeczywistości. Każda jego myśl, każda retrospekcja to element większego rytuału – niemal jak w hipnozie – podczas którego stara się przywołać, zrozumieć i oswoić swoją przeszłość.
W tym sensie 'Seans" jest czymś na kształt sesji terapeutycznej, tyle że bez udziału psychologa – pełnej niepokoju, odsłaniania traumy i konfrontacji z własnymi lękami. Tytuł staje się więc kluczem do całej narracji: opowieści nie o duchach cmentarnych, ale o duchach przeszłości, które prześladują bohatera i nie pozwalają mu ruszyć naprzód. Uczestniczy w nim także czytelnik – jako bierny świadek lub może terapeuta, który ma za zadanie rozszyfrować prawdziwe emocje mężczyzny.
Witek, główny bohater, prowadzi nieustanny seans wewnętrzny – odtwarza, rozkłada na czynniki pierwsze, analizuje każdy gest, każde słowo, każdą chwilę spędzoną z Mileną. Przeżywa swoją historię raz po raz, jakby była filmem puszczanym w pętli. "Seans", w tym kontekście, staje się metaforą niemożności przerwania destrukcyjnego transu, z którego nie ma wyjścia. Życie staje się sceną, na której wyświetlany jest tylko jeden, obsesyjny spektakl: miłość do Mileny.
Horwath nie opowiada o miłości w sposób konwencjonalny. Nie idealizuje jej, nie gloryfikuje. "Seans" to historia nałogu. Uzależnienia nie od substancji, lecz od osoby – Mileny. Fascynacja Witka zaczyna się w czasach szkolnych, gdy dziewczyna przeprowadza się z Krakowa do Warszawy. Młodzieńcze zauroczenie, zabarwione seksualną fascynacją i emocjonalną intensywnością, nie mija wraz z dojrzewaniem bohatera. Przeciwnie – pogłębia się, zakorzenia, wżera w psychikę jak cierń.
Miłość do niej przyjmuje formę choroby duszy. Mimo upływu lat, mimo zmieniających się związków i pojawienia się dziecka, Witek nie potrafi oderwać się od tego wspomnienia, jej głosu, dotyku, spojrzenia. Każdą kolejną kobietę porównuje do niej. Jego życie emocjonalne zostaje sparaliżowane przez przeszłość, która nie chce odejść. Milena staje się mitem – symbolem niespełnienia, absolutu, którego nie da się osiągnąć, ale który determinuje wszystkie wybory.
Co ważne, Horwath nie kreuje Mileny na kobietę-anioła. Przeciwnie – przedstawia ją jako osobę emocjonalnie rozchwianą, nadużywającą alkoholu, manipulującą, niezdolną do prawdziwego zaangażowania. Jest mitomanką, istotą nieprzewidywalną i destrukcyjną. To właśnie ta sprzeczność czyni ją tak silnym magnesem dla bohatera – Milena, niczym femme fatale, przyciąga go ku sobie, tylko po to, by znów odepchnąć. Ich relacja przypomina psychologiczny taniec śmierci: namiętność przeplata się z odrzuceniem, pożądanie z cierpieniem.
Milena – choć jest centralną postacią dla fabuły – nie istnieje w klasycznym sensie jako pełnowymiarowa, psychologicznie wiarygodna postać. Jest raczej projekcją, uosobieniem wszystkiego, czego pragnie Witek: wolności, namiętności, sensu życia. To mityczna figura, niemal baśniowa zjawa, którą bohater tworzy, idealizuje i niszczy w myślach, próbując zrozumieć przyczynę swojej obsesji.
Kobieta w tej narracji staje się narzędziem introspekcji. Czytelnik, podobnie jak bohater, nigdy jej nie "poznaje". Ogląda ją wyłącznie przez pryzmat Witka, co czyni ją nie tyle realną osobą, ile konstruktem jego emocji. Milena to figura miłości, która nie uzdrawia – lecz niszczy. Pociągająca, lecz toksyczna. Jej obecność unieważnia świat zewnętrzny, odciąga bohatera od rzeczywistości, wpędza w stan permanentnego zawieszenia – jakby bohater nie potrafił istnieć poza tą destrukcyjną fascynacją.
Zamiast moralizować ("dlaczego się nie otrząsnął?"), warto spojrzeć na relację Witka z Mileną przez pryzmat psychologii. Mamy tu klasyczny przykład uzależnienia emocjonalnego – cyklu idealizacji, rozczarowania i powrotu. Witek przywiązuje się do wyobrażenia Mileny, nie do niej samej. Jego pragnienie jest niemożliwe do zaspokojenia, ponieważ – jak już zostało wspomniane – nie dotyczy realnego człowieka, lecz mitu.
Takie relacje często mają swoje źródła w dzieciństwie, w nieprzepracowanych traumach, w potrzebie potwierdzenia własnej wartości. Milena nie tylko go fascynuje – ona staje się niezbędna do tego, by mógł siebie znosić. Znikając, zabiera mu sens. Witek doświadcza tzw. lęku przed porzuceniem – typowego dla osób o wysokiej wrażliwości, niskim poczuciu własnej wartości i skłonności do myślenia katastroficznego.
W tym sensie, wchodząc głębiej w rozumienie "Seanse" to powieść o samotności. O tym, że każdy człowiek – bez względu na liczbę relacji czy pozorne zaangażowanie w życie – jest ostatecznie sam ze sobą, ze swoją świadomością i pamięcią. Bohater Horwatha przypomina egzystencjalistów XX wieku – szuka sensu, ale go nie znajduje. Przeżywa świat jako absurdalny i obcy.
Miłość w tej powieści – zamiast wybawienia – staje się udręką. Milena nie wyciąga go z otchłani, lecz ją pogłębia. Tym samym autor wpisuje się w nurt prozy egzystencjalnej: pokazuje człowieka jako istotę cierpiącą, niezdolną do osiągnięcia pełni, rozdwojoną między pragnieniem bliskości a koniecznością bycia samemu.
Nie bez znaczenia jest też tło całej opowieści. Akcja "Seansu" rozgrywa się bowiem w końcówce lat 70. i 80. – czasie szarości PRL-u, niedoborów, kolejek i kartek na żywność. Ten kontekst polityczno-społeczny nie stanowi w powieści tylko dekoracji. Pisarz pokazuje, jak atmosfera tamtych lat wpływa na życie wewnętrzne jednostek. Polska wtedy to kraj opresyjny, bezbarwny, duszny – miejsce, w którym trudno oddychać, nie mówiąc o miłości czy wolności emocjonalnej.
To nieprzypadkowe – świat zewnętrzny, poddany cenzurze, reglamentacji i społecznej stagnacji, idealnie kontrastuje z wewnętrznym światem bohatera, który również doświadcza braku wolności, ale w sensie emocjonalnym i egzystencjalnym.
Jednocześnie to właśnie na tle tej szarości rozkwitają silne emocje młodych ludzi – wyzwolone, buntownicze, chwilami nawet hedonistyczne. Seks, muzyka, alkohol, rozmowy do rana w warszawskich i krakowskich kawiarniach – to ucieczka od marazmu rzeczywistości. "Seans" staje się więc również pokoleniowym dokumentem – zapisem emocjonalnej biografii tych, którzy dorastali w czasach duchowego niedoboru.
Horwath nie epatuje realiami politycznymi, lecz używa ich jako subtelnego tła, metafory zniewolenia. Świat PRL-u – absurdalny, powolny, opresyjny – odbija stan ducha bohatera. Jego niemoc, apatia, poczucie uwięzienia w emocjonalnym impasie mają swój odpowiednik w rzeczywistości społecznej. Witek nie tylko nie może zdobyć Mileny – on w ogóle nie może zdobyć siebie. Jest jak obywatele PRL-u – odcięty od marzeń, przytłoczony przez system, zagubiony w rzeczywistości bez sensu.
Wielką siłą "Seansu" jest jego forma. Konstrukcja unika klasycznej narracji linearnej. Przeskakuje między wspomnieniami, myślami, zdarzeniami z przeszłości i teraźniejszości. Narracja przypomina monolog wewnętrzny, w którym myśl rodzi myśl, emocja wyzwala kolejne wspomnienie. To opowieść, którą bardziej się przeżywa, niż "czyta".
Narracja prowadzona przez Witka to też niekiedy literacki strumień świadomości, w którym płynnie łączą się wspomnienia, emocje, obserwacje i refleksje. To forma bliska stylowi Camusa z "Obcego" czy "Upadku", ale również pisarzy takich jak Dostojewski czy Faulkner, którzy wykorzystywali wewnętrzny monolog do przedstawiania psychicznego rozpadu bohaterów.
U Horwatha mamy do czynienia z pisarstwem autotematycznym – narrator jest świadomy tego, że pisze, mówi o tym wprost, sugeruje, że sam proces opowiadania jest dla niego sposobem na zrozumienie własnej historii. W pewnym sensie mamy fabułę, ale też refleksje nad samym pisaniem jako aktem autoterapii. To zabieg pogłębiający autentyczność – pokazuje, jak blisko autor znajduje się swoich emocji, jak pisanie może być formą egzystencjalnego oczyszczenia.
Język jest momentami poetycki, pełen metafor, subtelnych aluzji, dwuznaczności. Czasem zdania wydają się zawieszone w powietrzu, niedopowiedziane – jakby autor zostawiał przestrzeń na dopowiedzenie ich w głowie czytelnika. Niektóre fragmenty przypominają intymny dziennik, inne – dialog terapeutyczny. Ta zmienność formy sprawia, że lektura wymaga skupienia, ale też oferuje niezwykłą nagrodę: głębokie wejście w emocjonalny mikrokosmos bohatera.
Witek nie jest bohaterem jednoznacznym. To człowiek inteligentny, refleksyjny, ale też słaby, podatny na emocjonalne manipulacje. Jego obsesja na punkcie Mileny nie jest wyłącznie wynikiem wielkiej miłości – to także efekt niezaspokojonych potrzeb z dzieciństwa, nieumiejętności budowania trwałych relacji, braku tożsamości.
Milena z kolei nie jest po prostu "zła" – to postać tragiczna. Kobieta skrzywdzona przez życie, zagubiona, szukająca sensu w destrukcyjnych schematach. Ich relacja nie jest klasyczną historią o tym, jak mężczyzna kocha kobietę. To raczej przykład współuzależnienia – układ, w którym obie strony potrzebują siebie nawzajem, choć niszczą się wzajemnie przy każdej możliwej okazji.
Po lekturze czytelnik czuje się tak, jak po intensywnej sesji psychoterapeutycznej. Zmęczony, ale ostatecznie oczyszczony. To powieść, która zmusza do konfrontacji z własnymi wspomnieniami, miłościami, porażkami. Każdy z nas miał swoją Milenę lub był czyimś Witkiem. Każdy doświadczył miłości, która zostawiła ślad głęboko pod skórą.
Dla Horwatha "Seans" wydaje się próbą rozliczenia się z własną przeszłością, próbą zamknięcia rozdziału, który długo pozostawał otwarty. To książka bardzo osobista, wręcz intymna, ale przez to autentyczna i poruszająca.
"Seans" zatem to książka, która wymaga od czytelnika uważności, cierpliwości, dojrzałości emocjonalnej. Nie daje szybkiej satysfakcji, nie serwuje fabularnych fajerwerków. W zamian oferuje coś znacznie cenniejszego – prawdę o człowieku, jego słabościach, pragnieniach i samotności. Różni się znacząco od innych książek Horwatha – na przykład od "Policjantki i romantyka", które są bardziej dynamiczne, miejscami ironiczne, flirtujące z konwencją thrillera lub literatury sensacyjnej.
"Seans" to dzieło intymne, wyciszone, literacko bardziej gęste. Można je odczytywać jako bildungsroman – gatunek literacki, który koncentruje się na wewnętrznym rozwoju i dojrzewaniu bohatera, jego zmaganiach z rzeczywistością i poszukiwaniu tożsamości. W przypadku tej powieści mamy jednak do czynienia z wersją pozbawioną happy endu – proces dojrzewania bohatera kończy się raczej porażką niż spełnieniem, a zamiast harmonii pojawia się rozczarowanie i melancholia.
To także książka wyjątkowa na tle literatury polskiej – bardziej psychologiczna niż polityczna, bardziej egzystencjalna niż obyczajowa. Jej oszczędny język, melancholijny ton i introspekcyjny charakter czynią z niej dzieło niszowe, ale niezwykle wartościowe. To powieść, która warta jest przywrócenia – nie tylko dlatego, że pokazuje inną twarz męskości, ale też dlatego, że zadaje pytania, których współczesna literatura często unika: o sens miłości, samotność i granice poznania siebie.
To powieść, która powinna być odkurzona i na nowo odkryta. Dla tych, którzy kochają literaturę psychologiczną, egzystencjalną, głęboko humanistyczną – to lektura obowiązkowa. To także historia, która przetrwała próbę czasu. Wciąż brzmi prawdziwie, może nawet bardziej dziś. W świecie, gdzie relacje są powierzchowne, a uczucia spłaszczone do emocji, ta książka uczy nas patrzeć głębiej. Przypomina, że miłość to nie tylko uniesienia, ale też ból, obsesja, szaleństwo. I że czasem trzeba przejść przez seans własnych wspomnień, by naprawdę zrozumieć siebie.
Recenzowała

Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat do rozmowy albo żebym przeczytała i zrecenzowała Twoją książkę? Skontaktuj się ze mną, pisząc maila na adres: sylwia.cegiela@gmail.com.
Dziękuję, że przeczytałaś/eś ten artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z kolejnymi nowościami wydawniczymi lub ciekawymi historiami, zapraszam do mojego serwisu ponownie!
Publikacja objęta jest prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie tylko i wyłącznie za zgodą Autorki niniejszego portalu.
Komentarze
Prześlij komentarz