[recenzja książki] Rafał Glina: Zaszłość
Czy można zbudować powieść kryminalną, która nie tylko trzyma w napięciu, ale też bez litości konfrontuje nas z najmroczniejszymi aspektami historii? Czy fikcja literacka może stać się narzędziem pamięci, a nawet pojednania? Rafał Glina w swojej powieści "Zaszłość" udowadnia, że tak. Łącząc klasyczną strukturę kryminału z historycznym thrillerem i głęboką refleksją nad dziedziczeniem traumy, tworzy książkę, która nie pozwala o sobie zapomnieć. To opowieść o starych fotografiach, zbrodniach sprzed dekad i o tym, jak przeszłość – choćby najboleśniejsza – nigdy nie znika naprawdę. Powieść Gliny to nie tylko sprawnie skonstruowana intryga, ale też głos w debacie o pamięci, winie, moralności i odpowiedzialności – nie tylko tej osobistej, ale i zbiorowej. Po lekturze Zaszłości zostajemy z pytaniem nie tyle "kto zabił?", co raczej: "czy na pewno chcemy znać prawdę?".
Rafał Glina w swojej powieści "Zaszłość" z powodzeniem łączy klasykę powieści kryminalnej z thrillerem historycznym, nadając fabule nie tylko dynamikę, ale też emocjonalną głębię. Już otwierająca scena – osadzona w Kulmhofie (Chełmnie nad Nerem) w marcu 1942 roku – nie pozostawia wątpliwości, że autor sięga po najciemniejsze karty historii. W brutalnym, realistycznym opisie deportacji i śmierci Żydów w mobilnych komorach gazowych nie chodzi tylko o efekt szoku. To mocny sygnał, że przeszłość będzie w tej książce nie tylko tłem, ale realną siłą oddziałującą na współczesność, katalizatorem działań i lęków bohaterów, a przede wszystkim – źródłem przemocy.
Te sceny są brutalne, precyzyjne, nieprzerysowane – przywołują jeden z najmroczniejszych rozdziałów w historii XX wieku. Kulmhof bowiem był pierwszym niemieckim obozem zagłady, w którym testowano mobilne komory gazowe. Glina nie używa tej przeszłości jako tła czy rekwizytu. Ona jest punktem zapalnym, początkiem wszystkiego. W swojej powieści autor stawia fundamentalne pytanie: czy współczesność może się rzeczywiście odciąć od tamtej traumy? A może przeszłość nie znika – tylko zmienia formę?
Zaskakująco dojrzałe jest tu podejście do granic etycznych w fikcji. Autor nie przekracza ich dla sensacji, nie epatuje przemocą, choć jej nie unika. Zamiast tego ukazuje mechanizmy kłamstwa, systemowej manipulacji, zastraszania i uśpienia czujności ofiar. W ten sposób "Zaszłość" wpisuje się w nurt literatury, która zbrodnię pokazuje jako proces, a nie tylko jako kulminację. Glina udowadnia, że kryminał może być nośnikiem pamięci – również tej najboleśniejszej.
Powieść wyróżnia się starannie przemyślaną strukturą. Mamy tu narrację mozaikową, łączącą wątki z różnych czasów, miejsc i poziomów znaczeń. Z jednej strony prowadzone jest śledztwo przez komisarza Jacka Okońskiego i prokuratora Wielickiego, z drugiej – obserwujemy wewnętrzną drogę Aliny Fritzhof, niemieckiej prawniczki tropiącej ślady przeszłości. Równolegle pojawiają się fragmenty retrospektywne – zarówno historyczne, jak i osobiste – które spajają przeszłość i teraźniejszość w jedną opowieść.
Autor świetnie zarządza tempem narracji. Krótkie rozdziały, przeplatanie scen współczesnych z przeszłością, cliffhangery kończące niektóre sceny w najmniej oczekiwanym i pełnym napięcia momencie – to wszystko sprawia, że powieść czyta się z rosnącą ciekawością, a czytelnik nieustannie musi dokładać kolejne elementy do układanki. Każda scena ma funkcję – rozwija intrygę, buduje tło lub pogłębia psychologię bohaterów.
Narracja książki prowadzona jest dwutorowo, a nawet trójtorowo: z jednej strony to śledztwo komisarza Jacka Okońskiego w sprawie brutalnego morderstwa pasjonata historii i starych fotografii – Janusza Manachiewicza; z drugiej – losy Aliny Fritzhof, Niemki, która prowadzi osobiste dochodzenie w sprawie rodzinnej tajemnicy sięgającej czasów wojny. Do tego dochodzą retrospekcje, zarówno historyczne, jak i osobiste, które poszerzają kontekst i zmieniają sposób postrzegania postaci. Glina zaskakująco sprawnie przeplata te wątki, tworząc spójną i napiętą strukturę, w której każda scena coś wnosi – albo do fabuły, albo do psychologii bohaterów.
Właśnie postacie stanowią jeden z najmocniejszych punktów tej powieści. Jacek Okoński to nie jest tylko twardy glina – to człowiek z krwi i kości, z ironią, doświadczeniem i niechęcią do schematów. Partneruje mu prokurator Wielicki, równie kompetentny. Ten duet napędza współczesny wątek śledczy, przypominając najlepsze literackie i serialowe pary detektywów. Jednak to Alina Fritzhof przyciąga uwagę jako postać obdarzona szczególną głębią moralną. Niemiecka prawniczka, wdowa, która od lat stara się naprawić winy przodków, prowadząc działalność na rzecz polsko-niemieckiego pojednania, wkracza w świat starych fotografii z Suchania nie tylko jako badaczka, lecz jako kobieta obciążona pamięcią i żalem. To postać bardzo symboliczna – reprezentuje nie tylko jednostkową historię, ale i całą problematykę dziedziczenia winy, odpowiedzialności zbiorowej i wstydu.
W "Zaszłości" nie ma więc postaci jednowymiarowych. Główne role – komisarz Okoński, prokurator Wielicki i Alina Fritzhof – tworzą złożony trójkąt charakterów, poglądów i strategii działania. Okoński to śledczy o duszy sceptyka, ironiczny, inteligentny, a zarazem niepozbawiony empatii. Wielicki – bardziej analityczny, systematyczny, uzupełnia jego sposób myślenia. Ich współpraca opiera się na wzajemnym szacunku i subtelnej grze ról, co przypomina najlepsze duety dochodzeniowe w literaturze kryminalnej.
Choć głównym śledczym jest mężczyzna (Okoński), to kluczową postacią inicjującą całą akcję jest kobieta — Alina Fritzhof. To ona tropi, docieka, podróżuje, ryzykuje. Warto zauważyć, że jej obecność wprowadza perspektywę kobiecą do narracji zdominowanej przez przemoc męską i militarną. Jej relacja z ochroniarzem Florianem to nie romans, ale sojusz — oparty na wspólnych przekonaniach i szacunku. Ten wątek można zinterpretować w kontekście nowoczesnych narracji feministycznych, gdzie kobieta nie tylko "cierpi" historię, ale ją bada, porządkuje, odzyskuje, prowadzi własne dochodzenie, zmotywowana potrzebą zadośćuczynienia. Jej postawa stanowi odbicie moralnego niepokoju – osoby, która nie odpowiada bezpośrednio za zbrodnie przeszłości, ale czuje się ich spadkobierczynią. To bohaterka głęboko europejska, działająca między pamięcią a pojednaniem. Nie jest sentymentalna ani przesadnie bohaterska – jest racjonalna, zaangażowana i pełna lęku, że nie zdąży odkryć prawdy, zanim znowu ktoś ją zamknie.
Motyw starego zdjęcia staje się w tej opowieści punktem wyjścia dla ciągu dramatycznych zdarzeń, ale również symbolem – obrazu, który przechowuje prawdę, choć nie zawsze jesteśmy gotowi ją poznać. Zdjęcie dwóch mężczyzn stojących przy drzewie w kształcie trójzębu okazuje się być nie tylko tropem śledczym, ale i znakiem pamięci, której nie da się wymazać. Glina operuje tu symboliką z dużą świadomością: fotografia jako świadek, drzewo jako miejsce zbrodni, knebel jako próba uciszenia prawdy, skręcony kark jako brutalne zerwanie z przeszłością. To wszystko buduje atmosferę niepokoju, który narasta nie tylko w bohaterach, ale i w czytelniku.
To wszystko powoduje, że jednym z najmocniejszych elementów powieści jest jej głęboko symboliczna warstwa. Kluczową rolę odgrywa oczywiście wspomniane stare zdjęcie. To nie jest zwykły przedmiot – to katalizator całej intrygi. Fotografia staje się tu nie tylko tropem śledczym, ale też metaforą pamięci, którą ktoś próbował ukryć, sfałszować lub zneutralizować. Jest jak niepokojący obraz z przeszłości, którego nikt nie chce oglądać, ale który ma moc rozbijania obecnych narracji.
Drzewo jako symbol pełni tu równie silną funkcję. Przypominające zarówno krzyż, jak i trójząb, niesie w sobie konotacje ofiary, przemocy, egzekucji. To miejsce, które mogło być niemym świadkiem zbrodni. Glina pokazuje, jak mocno zakorzenione są ślady zła w przestrzeni, w przedmiotach, w naturze. Ta symbolika buduje dodatkowy poziom czytania – bardziej refleksyjny, filozoficzny, sięgający poza intrygę kryminalną.
Styl Rafała Gliny jest wyrazisty, precyzyjny, chwilami reporterski, chwilami bardzo literacki. Język narracji dostosowuje się do tempa i charakteru scen – dynamiczne dialogi przeplatają się z opisami, które budują tło społeczne i historyczne. Opisy miejsca zbrodni, przebieg dochodzenia, przesłuchania czy analiza materiału dowodowego są prowadzone z dużym realizmem, ale bez przegadania. Autor umiejętnie dawkuje informacje, prowadząc czytelnika przez kolejne warstwy tajemnicy.
W powieści da się zauważyć językową przejrzystość, żywe dialogi i umiejętne operowanie rytmem. Autor potrafi pisać sceny akcji z taką samą sprawnością jak introspekcje bohaterów. Język policyjny i prawniczy jest realistyczny, ale nie hermetyczny – czytelnik czuje się częścią dochodzenia, nie jego obserwatorem zza szyby.
Jednocześnie pisarz nie boi się emocji. W scenach z Aliną pojawia się język bardziej refleksyjny, łagodny, psychologiczny. Dzięki temu czytelnik może zbliżyć się do jej doświadczenia straty, winy i samotności. Ta zmienność stylu odpowiada różnym tonacjom powieści – od chłodnego kryminału po głęboko humanistyczną opowieść o przeszłości.
Jednym z najbardziej poruszających motywów "Zaszłości" jest ukazanie, jak zwykli ludzie – pasjonaci, kolekcjonerzy, amatorzy historii lokalnej – mogą odegrać kluczową rolę w zachowywaniu i ujawnianiu prawdy. Janusz Manachiewicz, ofiara brutalnego morderstwa, nie był bohaterem, ale nauczycielem historii i administratorem profilu "Suchań Dawniej, Suchań Dziś". To właśnie dzięki niemu pewna fotografia ujrzała światło dzienne i stała się początkiem dramatycznych wydarzeń.
Autor zadaje ważne pytania: kto dziś dba o pamięć? Czy to nadal państwo, instytuty badawcze, archiwa? Czy może użytkownicy Facebooka, przeszukujący strychy w poszukiwaniu zdjęć przodków? Czy historia lokalna nie staje się w istocie najważniejszą przestrzenią walki o prawdę? Glina przypomina, że to, co marginalne, prywatne i domowe, może mieć siłę rażenia większą niż oficjalne narracje.
Profil "Suchań Dawniej, Suchań Dziś" to więc nie tylko ciekawostka fabularna. To doskonały pretekst do refleksji nad współczesną kulturą archiwum, w której media społecznościowe przejmują funkcję instytucji: muzeów, archiwów, bibliotek. Portal Zuckerberga jako miejsce odnajdywania prawdy — ale też manipulacji, pseudohistorii i obsesji — to temat niezwykle aktualny. Warto go pogłębić i pokazać, jak Glina diagnozuje mechanizmy, w których przeszłość staje się towarem, a amatorska historia lokalna może być śmiertelnie niebezpieczna.
"Zaszłość" to książka nie tylko dla fanów kryminału. To także powieść o mechanizmach pamięci, o roli historii lokalnej i rodzinnej w kształtowaniu tożsamości, o tym, jak daleko sięgają konsekwencje przemilczeń. Glina nie moralizuje, nie osądza, nie tworzy czarno-białego obrazu świata. Wręcz przeciwnie – pokazuje, jak bardzo wszystko jest złożone. Nawet przeszłość, którą chcielibyśmy uznać za zamkniętą, wciąż może wracać, czasem dosłownie w postaci ciała z połamanymi palcami, innym razem – w formie fotografii, której nie da się wyrzucić z głowy.
Zatrzymajmy się jeszcze na chwilę przy samym tytule. "Zaszłość" to słowo w języku polskim jest archaiczne, formalne, historyczna, ale rzadko używane, a zarazem bardzo znaczące. Oznacza nie tylko coś przeszłego, co się wydarzyło, ale coś, co odciska trwały ślad w teraźniejszości. Tytuł odsyła więc nie tylko do pojedynczego zdarzenia sprzed lat, ale do całego dziedzictwa przemocy, które żyje nadal, ukryte w fotografiach, lasach, ludzkich sumieniach.
Ale w tej książce to nie tylko fakt miniony. To przede wszystkim stan, który trwa nadal — jak rana, która się nie zabliźniła. Zaszłość to przeszłość, która nie została przepracowana, nie została nazwana i ciągle oddziałuje na teraźniejszość.
Glina gra tytułem jak leitmotivem – pokazuje, że każda niewyjaśniona zbrodnia, każde przemilczenie, każdy sfałszowany obraz historii to potencjalna bomba z opóźnionym zapłonem. Zaszłości nie da się zamknąć w archiwum, zakopać w lesie, unieważnić jedną decyzją. Ona żyje w fotografiach, gestach, spojrzeniach, w pokoleniach, które dziedziczą nie tylko nazwiska, ale i pamięć, której nie chcą, a którą muszą dźwigać.
Tytuł staje się więc nie tylko wskazaniem gatunku czy tematu, ale wręcz kluczem interpretacyjnym. W tej powieści wszystko jest zaszłością: zdjęcie, które nie powinno ujrzeć światła dziennego; relacje rodzinne obciążone milczeniem; przestrzeń, która nie została oczyszczona z duchów przeszłości. Nawet morderstwo nie jest współczesne – ono jest odpowiedzią, odwetem, konsekwencją czegoś, co wydarzyło się dekady wcześniej. Tak rozumiany tytuł wskazuje na głęboką myśl przewodnią książki: przeszłość nie kończy się wtedy, gdy przestajemy o niej mówić — lecz wtedy, gdy wreszcie potrafimy ją zrozumieć i nazwać. W tym sensie powieść staje się rodzajem przypowieści o tym, że prawda nie ginie, tylko zmienia formę.
"Zaszłość" to książka, która nie tylko wciąga czytelnika w klasyczne śledztwo, ale też niepostrzeżenie stawia go przed pytaniami, na które nie ma prostych odpowiedzi. To powieść, która uruchamia emocje – nie te powierzchowne, związane z dreszczykiem intrygi, ale głębokie, trudne, chwilami wręcz niewygodne. W pewnym momencie lektury – być może wtedy, gdy Alina znajduje stare zdjęcie, a może wtedy, gdy Okoński analizuje brutalne szczegóły zbrodni – pojawia się zawahanie. A co, jeśli to dotyczyłoby mojej rodziny? Mojej miejscowości? Moich sąsiadów?
Glina zmusza czytelnika do wewnętrznego konfliktu – nie tylko moralnego, ale i egzystencjalnego. Czy chcielibyśmy znać prawdę o przeszłości naszych bliskich, jeśli ta prawda miałaby okazać się przerażająca? Czy dalibyśmy radę spojrzeć na stare fotografie, które ktoś próbował ukryć, bo mówiły zbyt wiele? Ta powieść działa jak soczewka – skupia emocje, ale ich nie rozprasza. Zamiast pocieszenia daje niepokój. Zamiast ostatecznego rozwiązania – pytania, które zostają z czytelnikiem jeszcze długo po zamknięciu książki. To lektura, która nie daje się łatwo odłożyć. Ani zapomnieć.
Autor nie boi się mówić o polsko-niemieckim pojednaniu w sposób uczciwy. Nie gloryfikuje win, nie umniejsza zbrodni, ale pokazuje, że trauma – zwłaszcza ta nierozliczona – staje się elementem codzienności. W Polsce Suchań to zwykłe miasteczko, w Niemczech — temat tabu, który Alina odzyskuje dla prawdy. "Zaszłość" można więc czytać jako głos w debacie o współczesnej tożsamości europejskiej, budowanej nie przez polityków, lecz przez ludzi takich jak Alina, Florian czy Manachiewicz.
Dlatego w powieści Holocaust jest ukazany nie jako jednorazowe, historyczne wydarzenie, ale jako wciąż żywy cień, którego skutki przenikają do współczesności, przenosząc się z pokolenia na pokolenie. Autor nie przedstawia zagłady w sposób podręcznikowy ani encyklopedyczny – nie eksponuje dat, miejsc i faktów jako tła fabularnego – lecz osadza ją głęboko w doświadczeniu jednostki, społeczności lokalnej i materialnych śladów, które po niej pozostały: w fotografiach, drzewach, przestrzeni, pamięci.
Zagłada Żydów w "Zaszłości" jest traumą osobistą, nieprzepracowaną, nieopowiedzianą do końca, często przemilczaną lub wypieraną – zarówno przez świadków, jak i ich potomków. Glina pokazuje, że tam, gdzie historia została zamieciona pod dywan, zaczyna żyć własnym, mrocznym życiem. Zagłada nie pojawia się tu więc jedynie jako temat archiwalny, lecz jako czynnik sprawczy aktualnych wydarzeń: zabójstwa, kłamstw, śledztwa, obsesji, lęku.
Uderzające jest to, że autor nie buduje opowieści o ofiarach i katów w sposób czarno-biały. Oczywiście, jasno zarysowane są okrucieństwa niemieckiego systemu zagłady – scena z Chełmna nad Nerem (Kulmhof), w której dzieci i kobiety są zabijane w mobilnych komorach gazowych, jest wstrząsająca i realistyczna. Ale równie istotne staje się to, co wydarzyło się później – reakcja lokalnych społeczności, próby wymazywania śladów, niechęć do rozliczenia się z historią. Holocaust nie kończy się tu w 1945 roku – jego echo trwa w rodzinnych tajemnicach, niedopowiedzianych relacjach i wyrzutach sumienia.
Warto zauważyć też, że Holocaust u Gliny ma wymiar prywatny i uniwersalny zarazem – nie jest tylko faktem historycznym, ale również konstruktem pamięci, wokół którego toczy się całe współczesne śledztwo. Przez postać Aliny – Niemki, która szuka prawdy o przeszłości – autor pokazuje, że odpowiedzialność moralna nie musi wynikać z bezpośredniego udziału w zbrodni, ale może być dziedziczona jako potrzeba prawdy, godności, zadośćuczynienia.
W efekcie w "Zaszłości" Holocaust nie jest opowieścią o przeszłości. To wyparte źródło zła, które domaga się ujawnienia – czasem nawet kosztem życia. To zaszłość, która – jeśli nie zostanie przepracowana – prędzej czy później eksploduje.
Zakończenie powieści pozostawia czytelnika w stanie głębokiej niepewności. Autor nie serwuje jednoznacznych odpowiedzi. Wręcz przeciwnie – mnoży pytania. Czy wszyscy mówią prawdę? Czy zdjęcie naprawdę ujawnia to, czego się obawiamy? A może zostało zmanipulowane, spreparowane lub źle zinterpretowane? Glina zdaje się sugerować, że prawda – jeśli istnieje – nie jest dana raz na zawsze. Trzeba jej nieustannie szukać, ale jednocześnie być gotowym na to, że może okazać się zbyt ciężka do uniesienia.
To ważny aspekt "Zaszłości": moralna niejednoznaczność. Sprawca zbrodni nie jest tylko potworem, a ofiara niekoniecznie bez winy. Nikt tu nie jest do końca czysty. Nawet pamięć. Nawet intencje.
W powieści nie dostajemy prostych odpowiedzi. Glina zostawia nas z pytaniami – o winę, o prawdę, o cenę, jaką trzeba zapłacić za jej poznanie. To niełatwa książka, ale właśnie dlatego warta lektury. Bo pokazuje, że przeszłość nigdy nie znika – może tylko zmienić formę. A zaszłości, jeśli nie zostaną rozliczone, prędzej czy później upomną się o swoje.
Recenzowała

Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat do rozmowy albo żebym przeczytała i zrecenzowała Twoją książkę? Skontaktuj się ze mną, pisząc maila na adres: sylwia.cegiela@gmail.com.
Dziękuję, że przeczytałaś/eś ten artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z kolejnymi nowościami wydawniczymi lub ciekawymi historiami, zapraszam do mojego serwisu ponownie!
Publikacja objęta jest prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie tylko i wyłącznie za zgodą Autorki niniejszego portalu.
Komentarze
Prześlij komentarz