[recenzja książki] Karina Łagowska: Pudełko z czerwienią

Karina Łagowska w swojej powieści "Pudełko z czerwienią" zaprasza czytelnika do świata, który wymyka się jednoznacznym klasyfikacjom gatunkowym. Mamy tu elementy horroru, tajemnicy, realizmu magicznego i głębokiej psychologicznej introspekcji. To nie tyle opowieść o duchach czy demonach, ile raczej historia o zjawach przeszłości, które nawiedzają człowieka od wewnątrz. Autorka "maluje" fabułę niczym obraz – warstwa po warstwie, wprowadzając nas stopniowo w świat pełen niedopowiedzeń, symboli i emocjonalnego napięcia.

Pierwszym, co uderza czytelnika, jest atmosfera – niepokojąca, duszna, zawieszona gdzieś pomiędzy snem a jawą. Miasteczko Ezekielów, do którego wprowadza się główny bohater Tomasz wraz z matką, to przestrzeń zbudowana z tajemnic. Przypomina labirynt, w którym każdy korytarz prowadzi nie do wyjścia, ale w głąb – ku przeszłości, ku traumy, ku temu, co niewypowiedziane. Łagowska nie epatuje tanim strachem – nie znajdziemy tu wyskakujących zza rogu potworów ani hektolitrów krwi. Jej groza jest subtelna, intymna, oparta na napięciu budowanym między słowami, na atmosferze, która drąży świadomość czytelnika niczym woda skałę.

To opowieść, którą można porównać do powolnego zanurzania się w ciemne jezioro – z każdą stroną robi się głębiej i chłodniej, ale czytelnik nie chce się wynurzać. Wręcz przeciwnie – czuje się wciągany przez ten mrok, który nie jest jedynie czymś zewnętrznym, ale odbiciem wewnętrznych lęków.

Tomasz to bohater wyjątkowy w swojej zwyczajności. Nie jest superbohaterem, nie ma mocy, które mogłyby go ocalić. Jest nastolatkiem, który przeżywa stratę, niepewność, wyobcowanie – i który posiada jedno narzędzie: talent plastyczny. Jego wrażliwość artystyczna nie jest tu tylko cechą charakteru, ale funkcjonuje jako medium – kanał, przez który przeszłość może przemówić, a prawda może się zamanifestować.

Ten nastolatek nie jest postacią, która chce ratować świat. Nie pragnie konfrontacji. On zostaje wepchnięty w przestrzeń, w której nie ma łatwych pytań ani oczywistych odpowiedzi. Właśnie dlatego jego droga jest tak przejmująca. To opowieść o dojrzewaniu w lęku, o konieczności zmierzenia się z tym, co dziedziczne, obce, niewyrażone. Ezekielów staje się miejscem inicjacji – nie tej romantycznej, ale druzgocącej. Tomasz uczy się odczytywać znaki, ufać przeczuciom, słuchać ciszy. Na naszych oczach przechodzi wewnętrzną przemianę – z chłopca w kogoś, kto przestaje uciekać. Kogoś, kto widzi i rozumie więcej, niż by chciał.

Pudełko z farbami, które otrzymuje od tajemniczej Anny, to nie tylko przedmiot – to symboliczna brama. Farby, a zwłaszcza tytułowa czerwień, stają się kodem – językiem, którym mówi historia miasteczka, ale też sam Tomasz, kiedy brakuje mu słów, by wyrazić to, co czuje. Czerwień to kolor życia, ale też śmierci; pasji, ale i przemocy.

Czerwień – obecna już w tytule – nie jest tu tylko barwą na płótnie czy akcentem w kompozycji. To stan emocjonalny, sygnał niepokoju, pulsująca energia zepchnięta do środka – do wnętrza pudełka, które trzeba będzie kiedyś otworzyć. Czerwień u Kariny Łagowskiej staje się kolorem traumy, ale i przełomu. To cień przemilczanych wspomnień, których obecność uwiera, nawet jeśli nikt o nich nie mówi. W czerwieni może kryć się wstyd, ból, ale i prawda – ta najtrudniejsza, najbardziej ludzka. Nieprzypadkowo to właśnie malarz ją odnajduje, bo sztuka od zawsze była próbą nazwania tego, co niewidzialne. To kolor, który demaskuje i odsłania – być może dlatego tak wielu mieszkańców Ezekielowa tak rozpaczliwie jej poszukuje.

Z kolei Anna to jedna z najbardziej intrygujących postaci tej powieści. Niejednoznaczna, piękna, a zarazem pełna tajemnic – przypomina postacie z baśni lub snów. Funkcjonuje na granicy świata realnego i symbolicznego. Można ją interpretować jako klasyczną femme fatale, ale też jako duch opiekuńczy – przewodniczkę po ukrytych zakamarkach pamięci Tomasza. W relacji z nią pojawia się napięcie, które trudno zdefiniować – miesza się w nim fascynacja, lęk, zaufanie i dystans. To postać pełna niedopowiedzeń, ale też kluczowa dla zrozumienia przesłania książki.

Nie sposób mówić o tej powieści bez zatrzymania się przy Ezekielowie – miasteczku, które wydaje się równie żywe (a może martwe?) jak jego mieszkańcy. Miasto z przeszłością, w którym "coś się stało", ale nikt nie chce o tym mówić. Przestrzeń, w której czas się rozmywa, a wspomnienia zdają się sączyć przez ściany starej kamienicy. To miejsce pełne ukrytych symboli, przypominające bardziej świadomość lub podświadomość niż realny świat. Ezekielów staje się przestrzenią inicjacyjną – niczym las w baśni – z której można wyjść innym człowiekiem, ale nie bez kosztu.

Niewiele jest książek, które z taką konsekwencją i finezją budują świat grozy bez konieczności rezygnowania z realizmu. Ezekielów istnieje naprawdę – nie tylko jako geograficzny punkt, ale jako emocjonalna przestrzeń, z której nie da się łatwo wyjść. To wieś, w której czas płynie inaczej, gdzie przeszłość nie została pogrzebana, a ludzie zbyt dobrze pamiętają to, co powinno zostać zapomniane. Karina Łagowska bardzo precyzyjnie kreuje nastrój – nie epatuje makabrą, nie potrzebuje tanich chwytów. Buduje grozę z codzienności, z niedopowiedzeń, z powtarzalnych rytuałów i symboli. I właśnie dlatego ten świat działa – bo jesteśmy w stanie w niego uwierzyć.

Jednym z największych atutów powieści jest jej symbolika, która nie przytłacza, ale nadaje opowieści głębię i uniwersalność. Pudełko z czerwienią można odczytywać na wiele sposobów: jako nośnik pamięci, jako skrzynię Pandory, jako ukryty ból, który domaga się ujawnienia. Farby są nie tylko narzędziem tworzenia, ale też ujawniania prawdy. Łagowska zadaje pytanie: czy każdy z nas nosi w sobie takie pudełko? Czy lepiej je otworzyć, czy pozwolić, by pozostało zamknięte?

Zaś motyw zanikającej pamięci Tomasza i niechęć matki do mówienia o przeszłości staje się metaforą rodzinnych traum, przemilczanych tragedii, które – niedopowiedziane – zaczynają żyć własnym życiem. „Pudełko z czerwienią” opowiada o potrzebie konfrontacji z przeszłością, nawet jeśli jest ona bolesna.

Karina Łagowska pisze z niezwykłą delikatnością. Jej styl jest obrazowy, pełen detali, ale nie przeładowany. Potrafi jednocześnie snuć narrację i ukrywać pod nią znaczenia. W jej języku słychać ucho do rytmu zdań, do kompozycji akapitów – jakby każde słowo było przemyślane i ustawione w odpowiednim miejscu. Dzięki temu powieść ma tempo nieśpieszne, ale hipnotyczne. Nie jest to książka do połknięcia w jeden wieczór – to raczej opowieść, którą trzeba przeżyć.

Okładka książki zasługuje na osobny komentarz. Jest niewątpliwie efektowna – ciemna, sugestywna, przyciągająca wzrok. Ale jak zauważają niektórzy czytelnicy – nie oddaje w pełni charakteru opowieści. Można odnieść wrażenie, że sugeruje brutalny, mocny horror, podczas gdy treść książki to raczej subtelna gra niedopowiedzeń i niepokoju. Być może to świadomy zabieg – estetyczna zmyłka, mająca wciągnąć odbiorcę w coś innego niż się spodziewał.

"Pudełko z czerwienią" to książka, która – mimo że wpisuje się w konwencję literatury grozy – mówi o rzeczach uniwersalnych: o stracie, o dojrzewaniu, o potrzebie zrozumienia siebie i swojej przeszłości. To historia o tym, że nie da się uciec od tego, co niewypowiedziane – można jedynie spróbować to nazwać, narysować, odmalować. Tomasz nie walczy z potworem – on próbuje zrozumieć jego źródło. A to wymaga odwagi znacznie większej niż ta, której potrzeba do ucieczki.

Tę historię można czytać dosłownie – jako opowieść o wsi, w której dzieją się dziwne rzeczy, i o chłopaku, który próbuje zrozumieć, kim jest. Ale można też sięgnąć głębiej – i zobaczyć historię o pamięci pokoleniowej, o spuściźnie, którą nie zawsze chcemy przyjąć. O rzeczach, które przekazujemy nieświadomie: milczeniem, gestem, spojrzeniem. Czasem to właśnie "pudełko" – symboliczna przestrzeń, do której wrzucamy to, czego nie da się inaczej udźwignąć. Łagowska nie daje odpowiedzi – i właśnie w tym tkwi siła tej książki. Zostawia nas z pytaniami, których nie da się zignorować.

Karina Łagowska stworzyła powieść gęstą od znaczeń, atmosferyczną i mądrą. To debiut (lub jedna z pierwszych książek), który pokazuje ogromny potencjał autorki – zarówno w warstwie narracyjnej, jak i literackiej. Nie sposób nie kibicować jej dalej.

To nie jest książka, którą się po prostu "czyta". To opowieść, która wchodzi pod skórę – kolorami, rytmem zdań, strukturą opowieści. Karina Łagowska pisze obrazami – każda scena ma swoją fakturę, zapach, temperaturę. Czasem można niemal poczuć zapach stęchłego powietrza w opuszczonym domu albo usłyszeć skrzypienie podłogi w ciemnym korytarzu. To proza niezwykle zmysłowa, a jednocześnie pełna subtelności. Groza nie wynika tu z efektów specjalnych, ale z napięcia, które gromadzi się między słowami. Z tego, co niewypowiedziane, ale przeczuwalne. Z tego, co zostaje z nami jeszcze długo po zamknięciu książki.

Dla kogo jest ta opowieść? Dla czytelników, którzy cenią literaturę z klimatem, którzy nie boją się powolnego tempa i metafor, dla tych, którzy potrafią dostrzec, że groza nie zawsze krzyczy – czasem tylko szeptem ostrzega.

Recenzowała



Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat do rozmowy albo żebym przeczytała i zrecenzowała Twoją książkę? Skontaktuj się ze mną, pisząc maila na adres: sylwia.cegiela@gmail.com.

Dziękuję, że przeczytałaś/eś ten artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z kolejnymi nowościami wydawniczymi lub ciekawymi historiami, zapraszam do mojego serwisu ponownie!

Publikacja objęta jest prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie tylko i wyłącznie za zgodą Autorki niniejszego portalu.

Komentarze


Wyróżnione recenzje