[recenzja książki] Krzysztof P. Łabenda: Między cieniem a domem

W literaturze współczesnej rzadko spotyka się powieści tak osobiste, a zarazem tak głęboko zakorzenione w konkretnej rzeczywistości społecznej i politycznej, jak "Między cieniem a domem" Krzysztofa Piotra Łabendy. To utwór, który z pozoru opowiada o indywidualnym losie jednego człowieka, ale w rzeczywistości demaskuje zbiorowe lęki, uprzedzenia i duchową pustkę prowincjonalnej Polski. Autor łączy szczerość osobistego wyznania z gorzkim realizmem obserwatora świata — pisze bez upiększeń, unikając moralizatorstwa, a jednocześnie dotyka fundamentalnych pytań o sens życia, granice samotności, możliwość przebaczenia i źródła społecznej przemocy.

Krzysztof P. Łabenda Między cieniem a domem recenzja książki

Powieść rozgrywa się na poziomie psychologicznym, społecznym i metafizycznym zarazem. Jej bohater, Adam Żabiński, emerytowany policjant i człowiek głęboko zraniony przez życie, to postać nieoczywista — cyniczna i wrażliwa, rozczarowana i pełna czułości, ironiczna i bezbronna wobec własnych wspomnień. Jego historia to nie tylko opowieść o osobistym upadku i próbie przetrwania, ale także portret współczesnego Polaka, uwikłanego w zbiorowe schematy myślenia, religijność bez ducha i systemową przemoc.

Krzysztof Piotr Łabenda w swojej powieści zabiera czytelnika w gęstą i intensywną podróż przez psychikę człowieka doświadczonego przez życie, samotnego, wrażliwego, ale też ostro oceniającego świat wokół siebie. To nie tyle fabularna opowieść, ile intelektualna i emocjonalna wiwisekcja człowieka, który znajduje się „pomiędzy” – pomiędzy traumą a codziennością, rozczarowaniem a tęsknotą, światem, który już odszedł, a tym, który nie daje schronienia. Książka napisana jest stylem głęboko osobistym, miejscami przypomina spowiedź, a miejscami publicystykę. Zróżnicowanie tonu wynika z samej konstrukcji powieści – pierwszoosobowa narracja Adama Żabińskiego, byłego policjanta, który w Bożej Woli szuka spokoju i nowego początku, to zapis samotnej refleksji, dialogu z przeszłością, prób zrozumienia otaczającej rzeczywistości i rozliczenia się z własnym życiem.

Na poziomie gatunkowym książka balansuje między powieścią obyczajową, psychologiczną a społeczną. Autor świadomie porzuca klasyczne konstrukcje fabularne – nie znajdziemy tu wartkiej akcji, napięcia rodem z thrillera czy prostego konfliktu, który zmierza do rozwiązania. Narracja toczy się leniwie, retrospektywnie, a czasami spiralnie – myśli bohatera zataczają koło, wracają do bolesnych wydarzeń, do nieukończonych rozmów z samym sobą. Styl Łabendy jest zarazem barwny i pełen ironii, rozpoznawalny dzięki charakterystycznym, ciętym komentarzom narratora, który w jednej chwili potrafi przejść od lirycznej obserwacji przyrody do brutalnej diagnozy społecznej.

Ta dwoistość — między estetyką a goryczą — znajduje odbicie również w tytule powieści: "Między cieniem a domem". Cień symbolizuje to, co niewidzialne, traumatyczne, wyparte, zaś dom — to, co daje poczucie bezpieczeństwa. Żabiński nie potrafi już w pełni odnaleźć się ani po jednej, ani po drugiej stronie.

Jednym z kluczowych tematów powieści jest głęboko zakorzeniona samotność. Narrator, choć zamieszkuje w pięknym domu z duszą, otoczonym kaszubską przyrodą, nie znajduje w nim prawdziwego wytchnienia. Jego samotność ma charakter wielowymiarowy: emocjonalny, egzystencjalny, społeczny. Został odrzucony przez środowisko zawodowe z powodu problemów zdrowotnych, niezrozumiany przez społeczność, w której zamieszkał, i porzucony emocjonalnie w dzieciństwie przez matkę. W książce ta samotność nie jest jednak melodramatyczna – Łabenda pokazuje ją jako konsekwencję życia w społeczeństwie, które nie rozumie inności, nie toleruje wrażliwości i wyklucza wszystkich, którzy nie mieszczą się w jego sztywnych ramach.

Społeczność Bożej Woli, fikcyjnego miasteczka, w którym toczy się akcja, stanowi mikrokosmos współczesnej Polski: konserwatywnej, pełnej uprzedzeń, zhierarchizowanej według płytkich norm. Łabenda bardzo celnie demaskuje mechanizmy zbiorowej hipokryzji – proboszcz jako lokalny autorytet moralny, który popija wódkę z komendantem policji; funkcjonariusze, którzy nie podejmują działań wobec przemocy; mieszkańcy, którzy nienawidzą Sary i jej syna z powodu koloru skóry. Miasteczko zostaje tu pokazane jako przestrzeń opresji — nie przez przemoc otwartą, ale przez symboliczną i systemową: szykany, wykluczenia, pogardę. Religia w tej powieści nie pełni funkcji duchowej — staje się narzędziem dyscyplinowania i alienowania.

Narrator, choć z zawodu policjant, nie przedstawia swojej formacji w pozytywnym świetle. Przeciwnie — pokazuje policyjny świat jako przestrzeń brutalności, wypalenia, cynizmu i alkoholizmu. Z perspektywy lat Żabiński odsłania kulisy służby: korupcję, upadek ideałów, przemoc wobec obywateli. Nie jest to jednak tania sensacja — to raczej próba odpowiedzi na pytanie: co się dzieje z człowiekiem, który chciał "służyć" społeczeństwu, a został przez nie zużyty i odrzucony? Jego wspomnienia są bolesne, niekiedy obrzydliwe, ale nigdy kłamliwe. To szczera, gorzka relacja z wnętrza systemu, który niszczy ludzi, zamiast im pomagać. Bohater nie wybiela się, ale nie daje się też wciągnąć w łatwe oceny. Jest świadomy, że był częścią mechanizmu, który sam krytykuje.

Bardzo istotnym wątkiem powieści jest relacja Adama z kobietami. Najważniejszym wspomnieniem jest odejście matki, które wyznacza całą jego późniejszą emocjonalność. Traumatyczna relacja z matką powraca w jego koszmarach — jako opresyjna, odrzucająca postać. To właśnie ten "cień" przeszłości sprawia, że Żabiński nie potrafi wejść w trwałą, dojrzałą relację z kobietą. Jego uczucia wobec partnerki z pracy, Baśki, są wyraźne — pełne ciepła i szacunku — ale nigdy nie przekraczają granicy bliskości. To uczucie platoniczne, zamknięte w idealizacji. Miłość w tej książce to coś, co jest odległe, niespełnione, może nawet niemożliwe — jakby doświadczenia z przeszłości całkowicie zablokowały możliwość otwarcia się na drugiego człowieka. "Między cieniem a domem" to więc również opowieść o niemożności bliskości, o życiu w defensywie uczuciowej, o zbroi, której nie da się zdjąć, nawet wobec osoby kochanej.

Obok prywatnych przeżyć bohatera, Łabenda konsekwentnie wplata w narrację szerszy kontekst społeczno-polityczny. Język Adama często zmienia się w komentarz publicystyczny: analizuje sytuację polityczną, mówi o wojnie w Ukrainie, o rasizmie, o rosnącym fanatyzmie religijnym, o erozji społeczeństwa obywatelskiego. To bardzo gorzka, ale zarazem trafna diagnoza Polski ostatnich lat. Bohater krytykuje zarówno władzę, jak i opozycję, ale przede wszystkim ubolewa nad brakiem myślenia, brakiem współczucia, brakiem etosu obywatelskiego. Narracja nie jest jednak jednostronna – narrator wie, że nie stoi po stronie żadnej partii. Jego perspektywa to perspektywa rozczarowanego humanisty — człowieka, który wierzył w sens służby, w wartości, w edukację i odpowiedzialność, a dziś widzi jedynie chaos, przemoc symboliczną i degradację kultury.

Choć książka nie ma klasycznego zakończenia, wyraźnie daje do zrozumienia, że życie Żabińskiego zmierza ku końcowi jakiegoś etapu. Utrata pracy, wykluczenie społeczne, brak relacji uczuciowych i samotność przy urodzinowej kolacji mają wymiar symboliczny. To nie jest dramatyczny finał, ale raczej melancholijne wygasanie. A jednak Łabenda nie zostawia czytelnika w pustce. Wśród całego bólu, cynizmu i goryczy przebija się cicha, nieomal niewidzialna wiara w człowieczeństwo. Choć narrator twierdzi, że jest psem, wykluczonym i pogardzanym, to jednak jego empatia wobec Sary i jej dziecka, jego przywiązanie do psa Otto, jego wspomnienia o ojcu – wszystko to pokazuje, że jest zdolny do miłości, choć jej nie otrzymał w zamian.

W kontekście całej powieści, tytuł "Między cieniem a domem" okazuje się nie tylko metaforą, ale kluczem do zrozumienia całego tekstu. Adam Żabiński żyje pomiędzy — nie przynależy do przeszłości, ale nie ma też przyszłości; nie jest już funkcjonariuszem, ale nie jest też wolny; nie jest kochanym, ale nadal potrafi kochać. Jest zawieszony, pogrążony w półmroku, który jest zarówno stanem psychicznym, jak i metaforą społecznej pozycji. Powieść Łabendy to proza o ludziach zbędnych, wykluczonych, cichych, niepasujących do nowoczesnego, zideologizowanego świata.

"Między cieniem a domem" obfituje w intertekstualne odwołania – zarówno w formie cytatów, jak i subtelnych aluzji kulturowych. Autor wplata w tok narracji liczne odniesienia do klasyki literatury (Saint-Exupéry, Musset, "Kraina uśmiechu"), muzyki (nokturny, jazz), kina (kino sprzed ery smartfonów) i filozofii egzystencjalnej. Te odniesienia służą nie tylko estetyzacji tekstu – są świadectwem tożsamości kulturowej narratora, który przynależy do świata wartości humanistycznych, wrażliwości estetycznej, głębi intelektualnej. W ten sposób Łabenda wyraźnie ustawia swojego bohatera w kontrze do "popkulturowego szumu", w jakim żyją współcześni. To ktoś, kto czyta świat, dosłownie i metaforycznie. Wybór tych odniesień tworzy milczący pakt z czytelnikiem, który – jeśli rozpoznaje te tropy – sam zostaje wciągnięty do kręgu wtajemniczonych. Tym samym powieść buduje także krytykę upadku kultury symbolicznej i pogardy dla wykształcenia czy intelektu.

W świecie Adama kobiety są obecne, ale nigdy nie są w pełni "osiągalne". Najważniejszą z nich jest matka – postać, która uosabia zarazem pierwsze doświadczenie miłości, jak i pierwszą ranę. Jej odejście uformowało emocjonalność bohatera: jego lęk przed odrzuceniem, nieufność wobec uczuć, brak zdolności do zaufania. W miejsce realnej więzi pojawia się wyobrażenie, fantazmat, a później – agresja i sny o przemocy. Relacje z kobietami są więc u Łabendy areną wewnętrznych konfliktów bohatera, a nie rzeczywistą możliwością szczęścia. Baśka, partnerka z pracy, to postać idealizowana, pełna ciepła, ale zdystansowana. Sara natomiast – sąsiadka i matka wyklęta przez społeczność – budzi empatię, ale też pozostaje osobna. Kobiety w powieści są więc postaciami granicznymi – wskazują, gdzie kończy się dostępny świat narratora. Nie są demonizowane, ale przedstawione jako reprezentantki świata emocji, do którego bohater nie umie wrócić.

Pies Otto odgrywa w powieści symboliczną rolę. To nie tylko wierny towarzysz głównego bohatera, ale jedyne stworzenie, z którym narrator nawiązuje relację opartą na bezwarunkowym zaufaniu, lojalności i uczuciu. Pupil nie ocenia, nie zadaje pytań, nie zdradza – jest zawsze obecny. Tym samym pełni rolę pomostu między bohaterem a światem żywych. W świecie, w którym ludzie są skorumpowani, zawistni, fałszywi lub po prostu obojętni, Zwierzę ucieleśnia wartości pierwotne: instynkt opiekuńczości, rytm codzienności, milczące porozumienie. Można też powiedzieć, że ucieleśnia człowieczeństwo, które przetrwało w świecie odczłowieczonym. W relacji z psem narrator odkrywa to, czego nie potrafi odnaleźć w kontaktach międzyludzkich: czułość, spokój, bezinteresowność.

Przestrzenie opisane w powieści są głęboko symboliczne. Dom bohatera – odziedziczony po profesorze, wypełniony starymi meblami i książkami – nie jest tylko miejscem zamieszkania, lecz metaforą jego tożsamości. Stare, skrzypiące drewno, biblioteka, fortepian – to wszystko przypomina o przeszłości, o wartościach, o kulturze, która odchodzi w zapomnienie. Las i rzeczka to natomiast przestrzenie pół-wolności, ale też traumy – tam powiesił się Siwy. Miasteczko Boża Wola to miejsce duchowej opresji – prowincja, w której rządzą przesądy, fanatyzm i ksenofobia. To nie tylko fizyczna lokalizacja, ale projekcja społecznych lęków i fobii. Cała topografia powieści układa się więc w mapę psychologiczną bohatera: wewnętrzny dom, zewnętrzny świat, strefa wykluczenia, miejsce pamięci.

Choć powieść jest pełna powagi i melancholii, Łabenda często posługuje się groteską i czarnym humorem. Karykaturalne postacie: proboszcz-pijak, sąsiadka z biustem na parapecie, matka córki o imieniu Lala, absurdalny komendant policji – to postaci jednocześnie śmieszne i przerażające. Przez ich przerysowanie autor ujawnia struktury władzy oparte na prowincjonalnym absurdzie, wulgaryzmie, prymitywizmie, które jednak mają realną siłę – mogą wykluczać, niszczyć, upokarzać. Humor staje się w tym kontekście strategią oporu. Śmiech nie niweluje cierpienia, ale pozwala je oswoić, pokazać jego źródła, a niekiedy nawet odebrać mu władzę.

Adam Żabiński to bohater nieprzynależący. Ani już policjant, ani obywatel, ani mąż, ani syn – człowiek wyrzucony poza społeczne role, pozbawiony tożsamości zbiorowej, ale też niepewny własnej. W tym sensie bliski jest bohaterom literatury modernistycznej (jak Musil czy Kafka) — samotny, ironiczny, obserwujący świat z dystansu, który czyni go bezpiecznym, ale też odcina od życia. Jego opowieść to próba sklejenia rozbitego "ja" — przez wspomnienia, przez rekonstrukcję relacji z ojcem, przez analizę koszmarów. Narrator nie znajduje jednoznacznej odpowiedzi na pytanie "kim jestem?", ale uczciwie podejmuje walkę o jej sens.

Powieść Łabendy może być odczytana jako głos współczesnej literatury zaangażowanej, choć nie wprost politycznej. Autor nie reprezentuje żadnej partii czy ideologii, ale podejmuje wyraźnie krytyczny dialog z rzeczywistością społeczną i polityczną Polski. Wypowiada się przeciwko rasizmowi, brutalności policji, upadkowi religii jako wspólnoty, rosnącemu nacjonalizmowi i populizmowi. Jego narrator demaskuje nie tylko patologie systemu, ale społeczny konformizm, brak refleksji i wygodne uprzedzenia, które niszczą innych. To proza protestu moralnego – nie krzyku ulicznego, ale głębokiej niezgody człowieka sumienia.

Struktura powieści i jej kameralność sprawiają, że powieść ma ogromny potencjał adaptacyjny. Osadzona w małej społeczności, z wyrazistym bohaterem, który prowadzi wewnętrzny monolog, mogłaby stanowić podstawę znakomitego filmu psychologicznego lub miniserialu w duchu slow cinema – z narracją opartą na obserwacji, zderzeniu jednostki z systemem i napięciu między ciszą a przemocą. Potencjał dramaturgiczny tkwi nie w akcji, ale w intensywności emocji i psychologicznych niuansach. W dobie rosnącej popularności seriali egzystencjalno-społecznych, adaptacja mogłaby trafić w gust widowni szukającej głębokich historii.

"Między cieniem a domem" to książka wybitnie osobista, przejmująco szczera i niezwykle aktualna. Z jednej strony stanowi głęboko psychologiczną spowiedź mężczyzny w kryzysie, z drugiej — ostrą, wręcz publicystyczną diagnozę współczesnej Polski. To literatura, która boli, ale zarazem oczyszcza. W dobie polaryzacji, powierzchowności i medialnych uproszczeń, Łabenda daje głos człowiekowi prawdziwemu: z lękami, złością, miłością i wstydem. Takiej literatury — brutalnie uczciwej, ale i pełnej człowieczeństwa — bardzo dziś potrzeba.

Komentarze


Wyróżnione recenzje