[rozmowa o książce] Krzysztof Łabenda: "Między cieniem a domem" pozwoliło mi rzeczywiście na wyrzucenie z siebie tego, go gdzieś w duszy uwiera
Krzysztof Łabenda to autor, którego proza od lat porusza wrażliwe struny w czytelniku. W swoich książkach nie boi się trudnych tematów, stawiając bohaterów w sytuacjach granicznych, obnażając ich słabości, zmagania i tęsknoty. Jego najnowsza powieść "Między cieniem a domem" to opowieść pełna bólu, pytań o tożsamość, samotność, ale też o możliwość odnalezienia nadziei i miłości. To książka, w której fikcja literacka spotyka się z autentyczną niezgodą autora na rzeczywistość – społeczną, polityczną i moralną.
Krzysztof Łabenda: Nie, zdecydowanie ta powieść nie zasługuje na miano autobiograficznej. ”Między cieniem a domem” ma co najwyżej śladowe odniesienia do mojego życia. Może w trakcie tej rozmowy coś o nich powiem. Jednakże każdy pisarz zostawia w swoich dziełach cząstkę siebie, wykorzystuje własne doświadczenia życiowe. Tak też jest i w przypadku tej powieści, ale zdecydowanie Grenouille nie jest projekcją mnie samego. Wymyśliłem go od początku do końca, nakładając na niego powinność zrealizowania pewnego zamysłu, czy – jak to się dziś mawia – projektu literackiego.
Dlaczego zdecydował się Pan uczynić głównym bohaterem byłego policjanta? Jakie znaczenie ma ten wybór – symboliczne, społeczne, osobiste?
O właśnie! Tu już możemy się doszukiwać związku Adama Żabińskiego ze mną. W dzieciństwie i młodości chciałem być policjantem, tak jak mój bohater. On spełnił swoje pragnienie. Ja, z różnych względów, nie. Gdyby spojrzeć na moje dotychczasowe dokonania pisarskie, to oficer policji, jako główny bohater, pojawia się dość często.
Żabiński nie jest policjantem tylko dlatego, by zaspokoić moje młodzieńcze marzenia. Może nawet najmniej z tego powodu. Policjant był mi potrzebny dla lepszego zobrazowania wątków psychologicznych, które zawarłem w "Między cieniem a domem". Rys psychologiczny, jaki mu nadałem, zdecydowanie nie pasowałby do lekarza, księgowego, architekta czy bankiera. Policjant Grenouille ma, póki jest w służbie, raczej potrzaskane życie i ta służba ponosi za to, jeśli mogę tak powiedzieć dużą odpowiedzialność.
Czy Adam Żabiński był z Pana perspektywy "gotową" postacią od początku, czy jego tożsamość i głos kształtowały się w trakcie pisania?
Już kiedyś, w innej rozmowie, mówiłem, że bohaterowie moich powieści powstają w mojej głowie w dość ogólnym zarysie. Projektuję te postaci podczas bezsennych nocy, których mam sporo i spacerów z moją suczką, Mufą. Nigdy jednak nie są to projekcje z detalami. Gdybym miał się posłużyć jakąś metaforą, to może powiedziałbym, że to są sceny z wizyt niezdecydowanego klienta u krawca. Klient wie, że potrzebuje garnituru. I tyle. Materiał, krój, dodatki, to wszystko pojawia się w trakcie kolejnych wizyt, w akcie tworzenia. Moje postaci ożywają w procesie pisania, wyrywają się spod mojej drobiazgowej kontroli, na bieżąco prowokują sceny i obrazy. Pisanie jest u mnie oparte w dużej mierze na improwizacji. To bywa najczęściej bolesne, bo za każdym razem utożsamiam się z głównym bohaterem. Moi bohaterowie zaś z reguły miewają życie dalekie od sielanki. Znów przywołam już kiedyś wypowiedziane słowa, że dusze piękne i czyste pozostawiam Bogu i aniołom, a ja zagłębiam się w dusze brudne, pokręcone charaktery. Dotykam ludzkich ułomności, podłości, rozpaczy i częstokroć zbrodni.
Co było pierwszym impulsem do napisania tej powieści – obraz, zdarzenie, fragment wspomnienia, potrzeba opowiedzenia czegoś ważnego?
Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta. Dość często bywa tak, że "uczepi" się mnie jakaś myśl, fraza i wokół nich zaczynam budować fabułę. W przypadku "Między cieniem a domem" Tak jednak nie było. Ta powieść długo we mnie dojrzewała. Nie były to miesiące a raczej lata. W tym czasie narastały we mnie złość i niezgoda na to, co dzieje się wokół mnie i poczucie niewielkiej niestety sprawczości, by to zmienić. Kartka wyborcza nie zawsze, okazuje się, wystarcza.
Z wielkim bólem patrzę na to, co się dzieje w moim kraju i z moim krajem. Uważam, że ktoś, coś – nie chcę świadomie teraz tego nazywać – spycha nas w niewłaściwym kierunku, może nawet ku zatraceniu. To o tym chciałem pisać. Chciałem także wskazać, jak łatwo jest zranić drugiego człowieka, jak traumy z dzieciństwa potrafią zdeterminować dorosłe życie.
Czy dom z powieści – ten z biblioteką profesora – istnieje naprawdę, czy to wytwór wyobraźni? A jeśli istnieje – czy był dla Pana czymś więcej niż miejscem akcji?
Ten dom istnieje tylko w mojej wyobraźni. To kolejne z niespełnionych młodzieńczych marzeń. Pojawia się on w takiej czy podobnej projekcji i w innych moich powieściach. Nie tyle może sam dom, co gabinet, biblioteka. To marzenie się nigdy nie spełni, ale przecież warto mieć marzenia.
Tytuł "Między cieniem a domem" jest poetycki i metaforyczny. Co dla Pana oznacza "cień", a co "dom" w kontekście tej książki?
Ten tytuł ma w moim zamyśle ilustrować tułaczkę emocjonalną bohatera idącego poprzez straty ku nadziei. Ma być swoistym echem tej tułaczki.
Dom można pojmować przecież różnie – jako schronienie, wspomnienie dzieciństwa, więzienie, czy tylko administracyjne przypisanie, adres. Dla mnie dom, to ciepło płynące z miłości, to bezpieczeństwo, zaufanie.
Adam Żabiński dąży do tego, by zbudować, zyskać, taki właśnie dom. Każdy z nas, w głębi serca, tego pragnie. Cień ciągnący się za człowiekiem zawsze szuka miejsca, gdzie może przysiąść, oazy spokoju, schronienia. Zamykam drzwi i burze pozostają na zewnątrz.

Powieść jest bardzo rozbudowaną narracją wewnętrzną. Czy nie kusiło Pana, by wprowadzić więcej dialogów lub klasyczną strukturę fabularną?
Przyznam szczerze, że nie zastanawiałem się nad tym, jaką strukturę nadać tej powieści. Dawno już, o ile w ogóle, niczego nie napisałem, posługując się taką narracją. Nie traktuję tego ani jako szczególnej zalety tego tekstu, ani jako jego wady. Uznałem, że w przypadku "Miedzy cieniem a domem" tak właśnie będzie najlepiej.
Jaką rolę przypisuje Pan kobietom w tej opowieści – matce, Baśce? Czy stanowią dla bohatera możliwy ratunek, czy są tylko lustrem jego samotności?
Kobiety w mojej twórczości mają swoje ugruntowane miejsce. Najczęściej są to postaci silne, inteligentne, dalekie od bohaterek tanich romansów, co nie znaczy, że nie oczekujące ciepła i miłości. Przez wiele lat pracowałem wyłącznie z kobietami. Byłem ich szefem, a niekiedy podwładnym. Nauczyłem się od nich wiele, choć nie wiem, czy zdobyłem dostateczną o nich wiedzę. Wiem, że mogą być wspaniałymi profesjonalistkami i autentycznymi przyjaciółkami, mogącymi wyciągnąć z niejednej opresji. Taką kobietą jest Baśka.
Mogą też być tytanicznie silne i jednocześnie delikatne, niczym krokusy, które – położone na ziemi przez nawałnicę – znajdują dość sił, by się wyprostować. Walczą z przeciwnościami losu, ale pod pancerzem mają serca spragnione miłości. Nie miłostki lecz miłości prawdziwej, dojrzałej, takiej z której wyrasta dom. Zabiegają o nią konsekwentnie i cierpliwie. Taką w moim zamyśle jest Sara.
Kobiety też bywają wewnętrznie rozdarte, mające problem, by sobie z tym rozdarciem poradzić i przez to sprawiające ból sobie i innym. To Klaudyna.
Jeśli zaś do tego dojdzie jeszcze niewłaściwie pojmowana duma, strach przed otwarciem się i szczerą rozmową, to wówczas stają się kobietami cierpiącymi w dramatyczny sposób, zgorzkniałymi, pozwalającymi na to, by wokół nich pojawiła się wielowymiarowa pustka. To matka.
Pana narracja jest często podszyta ironią, czarnym humorem. Czy to forma dystansu do rzeczywistości, czy strategia literacka służąca ochronie przed bólem?
Myślę, że nie zdając sobie do końca z tego sprawy, pokazałem tu na chwilę swoją prawdziwą twarz. Gdy się jest już ze swoim życiem na równi pochyłej, to można sobie pozwolić na takie wyznanie. Taki dziś jestem – przepełniony ironią, czarnym humorem. Może taki byłem zawsze? To pozwala mi nie oszaleć w dzisiejszej rzeczywistości, jako tako funkcjonować w tym, momentami paskudnym świecie. Dostrzegam piękno świata, zachwycam się nim, potrafię je docenić. Jest też jednak i tak, że na zachwycającym obliczu świata widzę liczne liszaje, wypryski i nie mogę obok tego przejść obojętnie. Jeśli nie chcę, by to one były widokiem dominującym muszę być takim właśnie. Tak mi "się porobiło" z wiekiem.
Głupota ludzka zawsze przyprawiała mnie o złość. By tę złość jakoś stonować posługuję się ironią. Niestety, pod tym względem już się nie zmienię.
Boża Wola to miejsce naznaczone przemocą symboliczną i społecznym wykluczeniem. Czy to konkretny obraz polskiej prowincji, czy raczej uniwersalna metafora?
Boża Wola fizycznie, geograficznie nie istnieje poza moją wyobraźnią. Jednocześnie istnieje jako prowincja intelektualna w naszym narodzie. Prowincja, która zaczyna, niestety, dominować. Boleję bardzo nad tym, że jako kraj zmierzamy, głównie "dzięki" polskiej prowincji, w zdecydowanie złym kierunku. Tu szerzy się populizm, króluje ignorancja i pospolita głupota. To na glebie polskiej prowincji wyrastają dziwaczne, by nie powiedzieć idiotyczne, ruchy obrany granic czy Kościoła, funkcjonujące wbrew oczywistym faktom i logice. Tu rośnie w siłę indywiduum jawnie przeczące holokaustowi, antysemickie, zaczynające każde wystąpienie od "szczęść Boże" nie bacząc na to, że ten Bóg w postaci Jezusa był Żydem, tak jak i jego Matka. Nie jest dla mnie żadnym pocieszeniem ani to, że tak jest w wielu państwach, ani to, że demokracja słabnącą z dnia na dzień dłonią, jeszcze się przed nimi broni. To "jeszcze" napawa mnie grozą. Świat staje się coraz bardziej odległy od wszelkiego intelektu i syci się prymitywizmem. Ten świat brunatnieje i moja Ojczyzna, niestety, też. To też jest jeden z powodów, dla których ośmielam się pisać.
Pańska powieść jest bardzo krytyczna wobec polskiej rzeczywistości: Kościoła, policji, prowincji. Czy uznaje Pan "Między cieniem a domem" za powieść zaangażowaną?
Jeśli ktoś nazwie "Między cieniem a domem" powieścią zaangażowaną, to nie będę protestował.
Myślę sobie, że gdy się pisze "dla wszystkich", to to jest pisanie "dla nikogo", a więc to strata czasu. Życie jest takie, jak w moich powieściach. Ludzie miewają nadwagę, haluksy. Kradną i bywają nad podziw szlachetni. Nic nie jest płaskie, jednowymiarowe. Nic czy raczej nikt nie może też istnieć samotnie. Tak, nie ma we mnie zgody na skrywane draństwo Kościoła, które jest niczym łyżka dziegciu w beczce miodu, na ośli upór hierarchii tegoż Kościoła, by nie zawołać mea culpa wobec nieodpartych dowodów grzechów straszliwych. Nie godzę się na działania władz jawnie gwałcące prawa człowieka, na instrumentalne traktowanie policji, na wszelkiego rodzaju ruch antyszczepionkowe, na straszenie ludzi obcymi, na niedopuszczalne panoszenie się klauzul sumienia, prowadzących do śmierci kobiet, na pogardę dla wiedzy i nauki, na ohydne deptanie Konstytucji…
W jednej z recenzji mojej wcześniejszej powieści przeczytałem, że deklarując otwarcie swoje przekonania pozbawiam się mniej więcej połowy czytelników. Powiedzmy to sobie raz na zawsze. Piszę, bo chcę coś ważnego dla mnie powiedzieć. Nie piszę dla rynku, pieniędzy i czego tam jeszcze i ufam, że to pisanie nie jest ani trochę grafomanią.
Jaką odpowiedzialność widzi Pan dziś przed literaturą – opowiadać, oskarżać, ostrzegać czy po prostu przetrwać?
Nie sądzę, by "przetrwać" miało dziś definiować literaturę. Boję się jednak, że w dobie obrazków, ekranów, może ona być i do tego zmuszona.
J’acuse – oskarżam – niczym Emil Zola? Tak, takie zadanie widzę dla literatury i sam się gdzieś nieśmiało w nie wpisuję. Z tego już prosta droga do formułowania myśli o charakterze ostrzeżeń.
Nie zapominajmy jednak, że literatura jest też kwestią zabawy, rozrywki, choć wolałbym, by tu nie chodzono na skróty, proponując zupełną rezygnację z myślenia. Wiem, jestem zgorzkniały, nieco zrzędliwy, ale obawiam się, że stajemy się społeczeństwem, powiedzmy, umiarkowanie inteligentnym. Czytamy statystycznie rocznie nieco ponad 3 książki na osobę. 30% wyznaczonego limitu punktów pozwala zdać maturę, a i tak około 20% nie przechodzi tego egzaminu. Kim my chcemy być? Rzeczywiście "Januszami i Grażynkami" Jak mamy zdobywać świat? Czym? Martyrologią? Populistycznym pojmowaniem świata?
Czy spotkał się Pan z reakcjami negatywnymi, np. ze strony środowisk, które poczuły się rozpoznane i opisane w sposób niewygodny?
Nie, raczej nie. Może tak zareagowali niektórzy moi znajomi, ale nikt mnie nie pobił, do sądu nie pozwał. Obelżywych postów też nie odnotowałem. Może dlatego, że czytelnik wie od początku, czego się może po mnie spodziewać.
Bohater często używa języka bardzo dosadnego, bez autocenzury. Czy miał Pan momenty wątpliwości – czy nie za ostro, czy nie za szczerze?
Fakt. W "Między cieniem a domem" język miejscami jest dosadny, choć – taką mam nadzieję – wolny od niepotrzebnych wulgaryzmów. Ten zabieg przecież czemuś służy. Choćby rozładowaniu emocji bohatera, podkreśleniu jego (a czasem i mojej) irytacji. Proszę wybaczyć określenie, ale ta powieść nie jest dla tzw. grzecznych dziewczynek. Jeśli już, to dla niegrzecznych. Wszak grzeczne dziewczynki idą do nieba (a ono mnie nie interesuje), a te niegrzeczne – tam, gdzie chcą. I to jest ciekawe. Nie wstydzę się ani jednego słowa z "Między cieniem a domem".
Czy postać Sary i jej wykluczenia z powodu dziecka Mulata to komentarz do rzeczywistych przypadków rasizmu w Polsce? Skąd wziął się ten wątek?
Tak. To świadomy zabieg. Jak już mówiłem, w swoich powieściach przyglądałem się różnym rakom toczącym polskie społeczeństwo. Ten z "Między cieniem a domem" jest wyjątkowo paskudny i przez niektórych świadomie karmiony, a to uważam za jedną z największych zbrodni. Ktoś chwycił kaduceusz i mąci nim w naszej narodowej kadzi, a wszelaki brud i paskudztwo wypływa na wierzch. Jest tego brudu coraz więcej i smród się niesie straszliwy. Nie jest usprawiedliwieniem, że "inni też tak mają". Jakże mnie ucieszył arcybiskup Krajewski przypominający tym wszystkim fałszywym katolikom, że Chrystus był Żydem, uchodźcą i nie byłoby dla niego miejsca w ich "Polsce dla Polaków".
Hodujemy w sobie, jako społeczeństwo, pasożyta największego z możliwych – nienawiść. Ona nam mrozi serca, zżera mózgi i czyni moralnymi, odrażającymi, brunatnymi karłami.
Adam Żabiński to postać rozdarta wewnętrznie – między czułością a cynizmem, między pamięcią a teraźniejszością. Czy ta postać była dla Pana psychologicznym wyzwaniem?
Och, tak! Adam Żabiński bardzo mnie bolał i ten ból nie do końca mi jeszcze minął. Musiałem mu stawiać granice niemożliwe do przekroczenia. Coś wziął ze mnie, bo nie mogło być inaczej, ale nie mogłem pozwolić, by rozbudowawszy to, pozostał we mnie na zawsze lub zabrał mi zbyt wiele. Może się Pani uśmiechnąć, ale kiedy piszę, to staję się moimi bohaterami pierwszego planu, dopuszczam ich do siebie, pozwalam czerpać z mojego wnętrza i zaczynam żyć ich życiem. To bywa bolesne.

W książce pojawiają się silne motywy snów, wspomnień, przeszłości. Czy uważa Pan pamięć za dar czy przekleństwo?
Chyba za jedno i drugie, ale bardziej jednak za dar. Myślę, że ludzkie spojrzenie na ten problem zmienia się wraz z wiekiem. Kiedy jest się u kresu życia, nawet gdy pozostało go tylko lub aż na przykład 20 lat, to jest to dar. Przyjaciele odchodzą, czasy kiedyś były lepsze (czy rzeczywiście?), to wspomnienia mogą być remedium na samotność. Dobrze jest pamiętać. Najlepiej to, co dobre, przyjemne, by nie katować się myślą, czy żalem, że czasu się już nie cofnie, niczego już nie naprawi, nie odrobi. Sny wówczas się pojawiające też dotykają tej dobrej strony życia, trochę ją nawet koloryzują. To, co było złe jest wypierane, by nie doprowadzić się do autodestrukcji. Pamięć u kresu życia staje się przekleństwem, gdy towarzyszy jej samotność.
W jakim stopniu Otto, pies bohatera, jest tylko zwierzęciem, a w jakim – uosobieniem najczystszych ludzkich uczuć?
W wielu moich powieściach, tak jak i w moim życiu, są psy. Pies nigdy nie był dla mnie tylko zwierzęciem. To najczystsza miłość i oddanie. To przyjaciel, domownik. Zdecydowanie nie gustuję w postawach objawiających się np. zawołaniem "As chodź do tatusia", czy traktowaniem psa jak dziecka. Jednocześnie nie mogę zrozumieć, jak można krzywdzić psa, czy jakiekolwiek inne zwierzę, w myśl głupiego określenia "przecież to tylko zwierzak". Sądy u nas są ciągle zbyt łagodne dla dopuszczających się znęcania nad zwierzętami.
Narrator mówi o miłości jako wartości ostatecznej. Czy w tym świecie przepełnionym bólem i strachem jest jeszcze miejsce na miłość realną, nie tylko wspominaną lub wyobrażoną?
Cóż, jak już mówiłem, mając świadomość kresu, który przecież nadejdzie, przygotowałem dla moich bliskich swoisty list pożegnalny. Tam, jak w "Między cieniem a domem" i wcześniejszych powieściach zawarłem stwierdzenie, że w życiu człowieka liczy się tylko jedno przykazanie – miłość. To z niego będziemy na końcu rozliczani.
Wierzę, że ludzi stać na miłość prawdziwą, że czasem bywa ona pierwszą, a czasem pojawia się po wielu doświadczeniach, próbach, ale bywa. Na dobrą sprawę całe moje dotychczasowe pisanie jest o niej i w jakimś sensie dla niej.
Czy, pisząc tę powieść, miał Pan poczucie katharsis? A może wręcz przeciwnie – że otwiera się nowe rany?
"Między cieniem a domem" pozwoliło mi rzeczywiście na wyrzucenie z siebie tego, go gdzieś w duszy uwiera. Bardziej jednak ta powieść sprawia mi ból. Wielokrotnie powtarzałem – przeraża mnie to jakimi się w swej masie stajemy. Ta narastająca fala chamstwa, bezrefleksyjności, ksenofobii, rasizmu i egoizmu. Ja wiem, to może drażnić, można uznać, że przesadzam z tymi wszystkimi "izmami", że nie mam racji, ale ten kto ma oczy i odrobine rozumu musi widzieć, że staczamy się w krainę prymitywizmu, gnuśności, taniej odpustowości. Zmierzamy na margines świata i jeden doktor Sławosz Uznański – Wiśniewski niczego tu nie zmienia. Quo vadis patria?
Dziękuję za poświęcony mi czas i czekam na kolejną Pana powieść.
Rozmawiała

Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat do rozmowy albo żebym przeczytała i zrecenzowała Twoją książkę? Skontaktuj się ze mną, pisząc maila na adres: sylwia.cegiela@gmail.com.
Dziękuję, że przeczytałaś/eś ten artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z kolejnymi nowościami wydawniczymi lub ciekawymi historiami, zapraszam do mojego serwisu ponownie!
Publikacja objęta jest prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie tylko i wyłącznie za zgodą Autorki niniejszego portalu.
Komentarze
Prześlij komentarz